niedziela, 12 października 2014

Moje „rubajaty”



Od kilkunastu dni zatopiona jestem w świecie, który już dawno odszedł. Ciągnie mnie do niego od dawna, ale tym razem wpadłam jak śliwka w kompot.
Zawsze lubiłam wiersze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Zawsze, tzn. od liceum, miałam jakieś ciągoty do czasów, w których ta poetka żyła, kochała i tworzyła. A po przeczytaniu „Marii i Magdaleny” autorstwa Jej siostry, wpadłam na dobre. Co jakiś czas lubię wracać do całej rodziny Kossaków i wszystkiego, co się z nimi wiąże; śledzę losy Kossakówki, słucham Ewy Demarczyk i odpływam w niebyt.
W tym roku, za sprawą spotkania z Panem Rafałem Podrazą (ciotecznym wnukiem Magdaleny Samozwaniec) znów wróciłam do tego świata. Najpierw przeczytałam "Córkę Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec", potem z kolei „Zalotnicę niebieską” Magdy Samozwaniec, a teraz jestem pod wrażeniem „Ostatnich utworów” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Ten ostatni tom mam w swoich zbiorach od 20 lat, ale dopiero teraz zagłębiłam się w całości. Może wreszcie dorosłam do tego zbioru? Może już więcej rozumiem, więcej wiem, niż wtedy, gdy miałam 22 lata? Te wiersze mną wstrząsnęły, te ostatnie utwory… Nie mogę się oderwać, mimo że są tak tragiczne, tak smutne, tak przepojone tęsknotą, że aż można jej dotknąć; jest gęsto i czarno, przerażająco… A jednak czytam i czytam, i nie mogę odłożyć książki na bok.
Nie pamiętam ze szkoły, żebyśmy czytali wiersze „wojenne” Marii. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy jaki los zgotowała Jej wojna, co przeżywała na przymusowej emigracji, z czym i z kim walczyła. Jak nie była rozumiana… Jej wiersze tak dobitnie to ukazują, wiersze i to, co pisze o Niej siostra – Magdalena.
Poluję na książkę „Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-1945”, być może doczekam się w naszej bibliotece, a może wpadnie mi w ręce w jakiejś księgarni. Wiem, że będzie to ciężkie przeżycie, ale chciałabym wiedzieć wszystko lub prawie wszystko o Pawlikowskiej. 

Na fali filmów o Powstaniu Warszawskim, o II wojnie światowej, nie zapominajmy o poezji Marii Pawlikowskiej. Wyobraźnia podsunie nam takie obrazy, emocje i uczucia, że filmy tego nie oddadzą
 


Jest jesień, więc niech będą wiersze jesienne…


WIERSZE O LIŚCIACH
„…Leci liście z drzewa”
Nikt tak wiele nie pisał o liściach,
Szronem zwarzonych, jesiennych,
Jak my wszyscy, uparcie, co roku...

Gdyż zbierały się chmury, w nich łzy,
Dąb nasz wiedział, że schnie i żółknie.

Czuliśmy, że będziemy jak tułacze liście
Zmrożone w każdym swym włóknie...

„Tej jesieni”
A tymczasem, kasztanowe liście  
szukają nas wkoło jak ślepcy,
- i westchnienia słychać i szepty:
„Wróciliście?
         - nie wróciliście?” –
RUBAYATY WOJENNE* (I)

„Cud zieleni”

Raz ktoś, oślepłszy, chciał się ludziom zwierzyć
Ze swej tęsknoty za kolorem trawy,
Agrestu, owsa, szmaragdów jaskrawych,
Jezior głębokich. – Nikt nie był ciekawy.

„Do rozgwiazdy”

Smutna rozgwiazdo! Schniesz jak serce moje.
Jak ja, na przypływ czekasz z niepokojem.
Ramion pięcioro wyciągasz tak tęsknie,
Jak ja tych moich nieszczęśliwych dwoje…

* rubajaty (rubayaty, rubajjaty, rubai) – specyficzna strofa w poezji Bliskiego i Środkowego Wschodu, która w XI-XII w. przekształciła się w samodzielny refleksyjno-filozoficzny gatunek poetycki, spopularyzowany w Europie po przełożeniu rubai perskiego poety Omara Chajjama (XI-XII w.) w formie parafraz przez F. Fitzgeralda (1859). Rubai były naśladowane przez niektórych poetów XIX i XX w., także w Polsce, np. Rubayaty wojenne M. Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz