wtorek, 9 czerwca 2015
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Pod przychodnią
Czuję
się młodo. Raczej. Do niedawna to mi się jeszcze wydawało, że mam (w duszy) tak
około 18 lat. Do niedawna. Teraz w duszy czuję się na około 30, więc chyba nadal nie
jest źle.
W
mojej niewielkiej miejscowości w godzinach przedpołudniowych i wczesnych południowych nie spotykam
znajomych, bo na szczęście w większości pracują. Spotykam tych mniej znajomych,
tak zwanych znajomych z widzenia, i całe rzesze emerytów i rencistów, którzy
mają czas, przynajmniej teoretycznie. Bo w przychodni to często im się
najbardziej spieszy, a nie młodej matce z wrzeszczącym dzieckiem.
Panowie
emeryci są super, kłaniają mi się w pas, mówią zawsze dzień dobry, chociaż
przecież są w wieku moich rodziców, a i nie raz i nie dwa zagadają co słychać. W
przeciwieństwie do niektórych moich kolegów, którzy czekają aż ja im powiem "cześć!"
lub cokolwiek innego na powitanie. Jednym słowem-pełna kultura.
Ogarnęła
mnie ostatnio zgroza, gdy sobie uświadomiłam, że mimo wciąż młodego wieku (ha,
ha), z tymi emerytami i rencistami zaczyna mnie łączyć coraz więcej wspólnych
spraw. A raczej nie tyle spraw, co chorób:)
Z
każdą napotkaną w przychodni starszą osobą mogę sobie pogadać o zdrowiu, bo w
zasadzie co druga ma nadciśnienie, co czwarta cukrzycę, a co piąta osteoporozę.
Tylko kurczę żadna nie ma mukowiscydozy. Ale może to i lepiej, bo wtedy nie
mogłabym z nią gadać, tylko trzeba by zwiewać na bezpieczną odległość.
Pod
przychodnią, w przychodni, na głównym ryneczku, zawsze znajdzie się ktoś z kim
można ponarzekać na rwę kulszową, na ból głowy, bo to ciśnienie tak skacze, ta
pogoda taka zmienna...Na ból w kolanie i klatce piersiowej, na bezsenność, i
drożyznę w aptece i w ogóle na politykę naszego państwa. Na zakończenie takiej
rozmowy zawsze druga strona może się pocieszyć, że jak się tak pogada, to się
okazuje, że inni mają jeszcze gorzej, bo udar, bo zawał, bo ktoś leżący albo
już w ogóle wąchający kwiatki od spodu. I człowiek z uśmiechem na ustach,
podniesiony na duchu, wraca do domu.