Mukowiscydoza
55/2019
Anna Achmatowa
Na przełomie
XIX i XX wieku w kulturze rosyjskiej pojawił się okres nazywany „Srebrnym
Wiekiem”. Cechą wspólną różnorodnych ugrupowań kulturalnych i literackich tego
okresu była dbałość o formę, kunszt i smak artystyczny oraz odrzucenie założeń
realizmu. Inspiracje czerpano z kultury Europy Zachodniej, zwłaszcza z
filozofii niemieckiej oraz literatury francuskiej; nawiązywano również do
psychoanalizy Freuda oraz filozofii Nietzschego[1]. Duszą rosyjskiego Srebrnego Wieku była jedna z
najwybitniejszych rosyjskich poetek XX wieku Anna Achmatowa, czołowa
przedstawicielka modernizmu i akmeizmu, porównywana z Safoną i Mozartem.
Anna Achmatowa
(właściwie Anna Andriejewna Gorienko) urodziła się w 1889 roku w Odessie.
Za namową matki zaczęła pisać wiersze już jako nastolatka, a ponieważ ojciec
(inżynier kapitan drugiej rangi marynarki wojennej w spoczynku) tego nie
akceptował, podpisywała się panieńskim nazwiskiem prababki – Achmatowa.
Anna ukończyła naukę na Wyższych Kursach Żeńskich
w Kijowie, a po nich na Wyższych Kursach Historyczno-Literackich Rajewa w Petersburgu. W tym czasie
zadebiutowała wierszem „Na jego ręce błyszczących pierścionków
mnóstwo…” (1907), a w 1911
roku opublikowała utwór „Stary portret” na łamach „Czasopisma powszechnego”. Po
ukończeniu studiów podróżowała po Europie, odwiedzając m.in. Francję
i Włochy (poznała wtedy Amedeo Modiglianiego). Pomimo narastającego konfliktu
na terenach Rosji, nie opuściła kraju. Wojna dotknęła ją jednak dogłębnie
– rozstrzelano jej męża Nikołaja Gumilowa, więziono syna Lwa Nikołajewicza
Gumilowa, na jej oczach aresztowano wybitnego poetę Osipa Mandelsztama,
a także kolejnego męża Nikolaja Punina[2]. Ponieważ nie mogła „pochwalić się” proletariackim
pochodzeniem usunięto ją z Leningradzkiego Oddziału Wszechrosyjskiego
Związku Pisarzy, i zakazano jej publikować. Dlatego też każdego wiersza
uczyła się na pamięć, a rękopisy paliła.
Córka Stalina Swietłana Alliłujewa uwielbiała
wiersze Achmatowej i zapewne na jej prośbę, a na rozkaz Stalina, w 1941 roku
ewakuowano Annę z Leningradu, do którego powróciła trzy lata później.
Po raz kolejny w 1946 roku zaatakowano ją oraz satyryka Michała Zoszczenkę
za publikowane utwory, co spowodowało aresztowanie poetki i wstrzymanie
druku jej publikacji[3].
Po ciężkich wojennych przeżyciach i po śmierci Stalina
i nastaniu tzw. odwilży Achmatowa i jej wiersze na nowo wróciły do życia
publicznego i świadomości społeczeństwa rosyjskiego[4]. Wtedy ukazały się jej dzieła, tworzone w nurcie
akmeizmu, czyli modernistycznego nurtu realnego opisu świata. W
1962 roku została doceniona na światowych salonach, otrzymując nominację
do literackiej Nagrody Nobla. Jako mentorka wspierała młodych twórców
– opiekowała się Iosifem Brodskim i Anatolijem Najmanem. Zmarła 5 marca
1966 roku w Domodiedowie na skutek czwartego zawału serca.
Zakochani
Jest nam tak cicho, że słyszymy
Piosenkę zaśpiewaną wczoraj:
„Ty pójdziesz górą, a ja doliną…”
Chociaż słyszymy – nie wierzymy
Nasz uśmiech nie jest maską smutku
A dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci,
Niekochających żałujemy.
Tacyśmy zadziwieni sobą,
Że coś nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.
Ani motyl na śniegu.
A kiedy zasypiamy,
We śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen.
Bo się budzimy z niego.
Zawsze cicha jest czułość
Zawsze cicha jest czułość prawdziwa,
Nic jej przed okiem nie skryje.
Próżno twoja ręka troskliwa
Futrem otula mą szyję.
Próżno o miłości wschodzącej
Mówisz mi pokornym westchnieniem.
O, jak znam uparte, płonące,
Twe nigdy niesyte spojrzenie!
Wieczorem
Muzyka brzmiała w tym ogrodzie
boleścią tak niewysłowioną.
I morza ostry zapach wionął
od ostryg na półmisku w lodzie.
Rzekł: "Jestem zawsze wierny tobie!"
i lekko dotknął mej sukienki.
Jak te dotknięcia jego ręki
są do uścisków niepodobne.
Tak ptaki głaszcze się lub koty,
tak patrzy się na woltyżerki.
I drwiące świecą się iskierki
pod rzęs osłoną jasnozłotych.
A rozpaczliwych skrzypiec głosy
dochodzą poprzez dym rozwiany:
"Błogosławże szczęśliwe losy
za pierwsze sam na sam z kochanym.
W blaskach zachodu pożółkł świat
W blaskach zachodu pożółkł świat,
Czule kwietniowy chłód się skrada.
Spóźniłeś się o tyle lat,
A jednak jestem tobie rada.
Siądź bliżej, usiądź przy mnie tuż
I uśmiechając się oczami
Na ten niebieski zeszyt spójrz-
Dziecinny zeszyt mój z wierszami.
Przebacz, że tonąc w smutku złym
Cieszyć się słońcem nie umiałam
Przebacz i to, że w życiu mym
Innych za ciebie często brałam.
Na szyi drobnych sznur korali
Na szyi drobnych sznur korali,
W szerokiej mufce chowam ręce,
Wzrok z roztargnieniem błądzi w dali,
A oczy nie zapłaczą więcej.
I bledsza jest niż jedwab lila
Twarz moja od przeczucia losu,
I brwi dosięga mi co chwila
Nie zakręcony pukiel włosów.
I niepodobny jest do lotu
Mój chód powolny, jak u chorej,
Jak gdybym dotykała stopą
Tratwy, a nie parkietów wzorów.
Usta oddechem rozchylone,
Mgła dziwna oczy mi przysłania,
I drżą do piersi przytulone
Kwiaty naszego niespotkania.
Pierwsza piosenka
Tajnego niespotkania
Odświętność tak jałowa.
Słowa nie powiedziane,
nie wymówione słowa.
Spojrzenia nie skrzyżowane
Co z sobą począć mają?
Łzy są tylko wygrane,
Że tak długo spływają.
Podmoskiewskiej tarniny
Jakieś w tym zawiłości...
Wszystko to nazwą inni
Nieśmiertelną miłością.
Gdyśmy się po raz ostatni spotkali
Gdyśmy się po raz ostatni spotkali
Na bulwarze, dokąd zwykliśmy przychodzić,
Newa groziła przyborem fali
I miasto żyło w obawie powodzi.
Mówił o lecie, mówił także o tym,
Że być poetką — to absurd po prostu.
Jakże pamiętam sobór białozłoty
I twierdzę Pietropawłowską!
Bo i powietrze dziwne -jak dar boży
Cudowne, że odetchnąć nie śmiesz.
I w chwili tej dane mi było stworzyć
Ostatnią z wszystkich obłąkanych pieśni.
Niech znowu zagrzmią organowe
Niech znowu zagrzmią organowe tony,
Niczym wiosenne pierwsze burze.
Spojrzę zza pleców twojej narzeczonej
I oczy lekko przymrużę.
Żegnaj mi, żegnaj, bądź bardzo szczęśliwy,
Twe ślubowanie zwrócę ci bez żalu,
Lecz strzeż się, nie mów przyjaciółce tkliwej
O mej malignie już niepowtarzalnej.
Bowiem przeszyje was piekącym jadem,
Miłości waszej zada cios bolesny,
A ja panować będę znów nad sadem,
Gdzie słychać krzyki muz i traw szelesty.
To serce nie odpowie echem na mój zew
To serce nie odpowie echem na mój zew
w uniesień chwili ni w smutku czy potrzebie.
Skończone wszystko... I płynie mój śpiew
W noc pustą, głuchą, gdzie już nie ma ciebie.[5]
https://pl.wikipedia.org/wiki/Srebrny_wiek_(Rosja)
[2] https://poezja.org/wz/Achmatowa_Anna/
[3] Tamże.
[4] https://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Achmatowa