Przytoczę dzisiaj komentarze na swój
temat, jakie ukazały się dwa lata temu w Internecie, po materiale opisującym
życie chorych z mukowiscydozą. Zawsze, gdy mnie proszono o jakiś wywiad, o
wypowiedź na temat jak radzę sobie z chorobą, z codziennością, chętnie się
zgadzam, bo w domyśle biorę pod uwagę tych wszystkich rodziców, którym
powiedziano, że ich dzieci cierpiące na mukowiscydozę długo nie pożyją. W moim
przypadku żadne prognozy i diagnozy się nie sprawdziły, i swoimi wypowiedziami,
swoimi wynurzeniami na prywatne sprawy, chcę pokazać ludziom, że nie zawsze
teoria pokrywa się z praktyką. Jestem tego żywym przykładem. Chcę, żeby ludzie
czytając o mnie mieli nadzieję, że ich dzieci też dożyją dorosłości, też mogą
funkcjonować w miarę „normalnie”, założyć rodzinę, a nawet mieć dzieci. Taki
cel zawsze mi przyświeca - żeby dać innym nadzieję. Cel zapewne górnolotny, niejeden
powie, ale prawdziwy.
Po materiale w Onecie.pl takie się
ukazały komentarze na mój temat. Tych pozytywnych było zaledwie kilka.
1)
Nieodpowiedzialna osoba. Pani Joasia
urodziła dziecko? I nie bała się ryzyka przekazania mu swojej choroby? Bo to
choroba genetyczna. Nic jej nie nauczyła śmierć brata ani własne cierpienia? To
skrajnie nieodpowiedzialne. Znam kobietę z niedorozwojem intelektualnym, która
jednak okazała się inteligentniejsza od bohaterki tego artykułu, bo świadomie
zrezygnowała z macierzyństwa, o czym ze smutkiem od czasu do czasu wspomina.
Kierowała się bowiem rozumem, a nie instynktem klaczy rozpłodowej.
2)
Człowiek tym
różni się od zwierząt, przynajmniej w teorii, a i sam ciągle to podkreśla, że
umie zapanować nad instynktami. Akurat porównanie do klaczy jest bardzo ładne -
klacz to piękna samica konia. Znam bardziej dosadne określenia, ale nasi kochani
internauci zwykle rezerwują je dla określenia zachowania ludzi biednych,
stanowiących rodziny wielodzietne na przykład, dla samotnych niewykształconych
matek z kilkorgiem dzieci, w ich przypadku nikt się nie oburza, choć padają
nierzadko sformułowania wyjątkowo wulgarne i tu należałoby zaprotestować. No,
ale pani Asi wolno więcej, bo jest niebrzydka, wykształcona i w pełnej
rodzinie. Stąd te "ochy" i "achy", swoją drogą, dla
porównania powinno się pokazać ludzi, którzy sobie w takiej sytuacji nie poradzili,
bo życie to nie telenowela, w której wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Ale
media trywializują temat tak poważny, jak nieuleczalna choroba genetyczna.
Fajnie pokazać ładną panią na tle ładnego pomieszczenia, której się udało,
zapewne jednej na sto osób (pytanie, czy tyle osób z tą chorobą w Polsce się
znajdzie). To takie kopiowanie tematyki z Zachodu, gdzie chętnie pokazywane są
panie bez nóg i rąk albo karły, które urodziły dzieci i wszystko jest cacy.
Mała poprawka: na Zachodzie takim ludziom żyje się o wiele łatwiej. W Polsce
nawet nie przystosowano dla nich podstawówek, żeby zdobyli choć minimalne
wykształcenie, a choroba genetyczna nie zawsze oznacza problemy intelektualne.
Warto o tym pamiętać.
3) Uderz
w stół, nożyce się odezwą. Spłodzenie potomstwa to akurat żaden problem.
Plujemy na meneli, którzy mnożą się jak króliki i żyją na państwowym wikcie. Ta
pani też pobiera rentę i nie byłaby w stanie podjąć żadnej pracy, żeby utrzymać
dziecko, a jednak sprawiła sobie dzidziusia przez głupotę i czysty egoizm.
Nawet zwierzęta potrafią regulować rozród - patrz: ZOO, widząc brak warunków do
rozwoju potomstwa. Ta pani nie jest żadnym pozytywnym przykładem, bo żyje
cudzym kosztem i istnieje duże prawdopodobieństwo, że jej syn będzie wkrótce
sierotą. Nie sztuka sprawić sobie dziecko, trzeba najpierw pomyśleć, czy ma się
na to czas, siły, warunki finansowe i, co najważniejsze... zasób sił życiowych.
A ta pani jest tykającą bombą...w każdej chwili jej stan zdrowia może się
pogorszyć i zawieść ją do grobu. Ta pani jest niby wykształcona, a infantylna w
swojej postawie.
4) Każdy
ma prawo do szczęścia, czy ci się to podoba, czy nie. Zresztą to życie pani Joanny, nie twoje więc
nie wiem po co te komentarze. ;) a swoją drogą zapewne mąż pani Asi pracuje,
jak również jej mama itd., ...tak więc nie jest ona do końca na państwowym
wikcie.
5) Pani
Joasia sama wystawia się na widok publiczny w mediach, więc niech nie dziwią ją
komentarze, także te krytyczne, na temat jej postawy. Czy ona się żali, czy
chwali? Oto pytanie.
6)
Co innego, gdy choroba dopada nagle, a
co innego powoływać na świat dziecko, gdy od razu się ma świadomość ograniczeń
w opiece nad nim, niby mama, a w większości zajmować się dzieckiem muszą
dziadkowie, bo ona sama wymaga pomocy. Dziecko powinno mieć od mamy czas,
miłość i czuć się bezpiecznie, a nie oglądać mamę chorą. Dzieci bardzo wszystko
przeżywają, boją się o rodziców i tego co z nimi się stanie, gdy zabraknie
mamy. Nie należy myśleć egoistycznie, chcę mieć dziecko mimo wszystko, tylko
pomyśleć o dobru tego dziecka, przez co ono będzie musiało przechodzić patrząc
na męczącą się mamę lub w razie jej śmierci. Dla mnie to nie do przyjęcia
stawiać dziecko w takiej sytuacji.
7)
Jak się ma taką
chorobę, to nie powinno się narażać swojego dziecka! Nikt nie ma prawa fundować
drugiemu takiego życia!
8)
Dla mnie pani
Joanna jest nieodpowiedzialną egoistką. Kieruje się instynktami oraz zasadą
"jakoś to będzie". Powinna choć raz w życiu użyć rozumu.
9)
Zatem mnóżmy
dalej rencistów. A potem płacz, że NFZ nie chce refundować leków na
mukowiscydozę - była już taka afera. Warto fundować komuś taki los?
10) Jeśli pani J. miała taki silny
instynkt macierzyński mogła się postarać o adopcję (chociaż to też skazywanie
dziecka na wczesne sieroctwo... ale niech ma). Może eugenika była nieco
przesadzonym pomysłem dbania o zdrowie genetyczne ludzi ale na pewno kilka jej
głównych założeń jest godnych rozpowszechnienia. Świadome macierzyństwo
się to nazywa (i dotyczy to wszelkich chorób lub sytuacji ekonomicznej
rodziny). Jak masz przekazywać wadliwe geny dalej albo mieć problem z
wychowaniem dziecka bo cię nie stać to można się wstrzymać dla dobra swojego i
gatunku.
11) Na pewno ta pani […] wiedziała lepiej. Musiała sobie
sprawić dzidziusia, którego potem niańczyli wszyscy poza nią samą, ciągle chorą
i niezdolną do wysiłku. Pomyśl, że każdego dnia płacisz podatki na takich
ludzi. Oni pobierają renty, dostają drogie refundowane leki, na które płaci
całe społeczeństwo i być może będziemy dalej finansować życie jej osieroconego
dziecka. Prymitywne jest myślenie, "że jakoś to będzie".
12)
Pani Joasia nie kierowała się dobrem
swojego potomstwa, tylko swoim pierwotnym instynktem i chęcią posiadania
dziecka. Głupota jednak nie boli. Ciekawe, czy owe dziecko jest autystyczne -
bo autyzm to częste powikłanie po mukowiscydozie u rodziców.
13)
Problemem tego artykułu jest to, że de
facto przedstawia chorobę jako niewielki problem. Ot, pani jest chora, ale
urodziła dziecko, ma rodzinę. Każdy tak może ? Nie!!! I to nie jest prawdziwy
obraz tego schorzenia. To, że jednej pani jakoś się udało przeżyć 40 lat nie
oznacza, że ktoś inny też da radę i może sobie układać życie, jakby był
całkowicie zdrowy. Mnie przeraża jeszcze coś innego - jak wielu jest ludzi,
którzy powołują do życia potomstwo, które najpierw żyje w cieniu nieuleczalnych
schorzeń swoich rodziców, a potem musi się zmagać ze stratą i osieroceniem. To
może zniszczyć psychikę, a przecież, w teorii, chcemy dla naszych dzieci jak
najlepiej i oszczędzamy im negatywnych doznań i traumy.
14)
Nikt nie skazał p. Asi na chłostę ani
nie jest w stanie zabronić jej rodzenia kolejnych dzieci, ale nie ma co
pochwalać jej postawy, bo na luksus bycia matką będącą w jej stanie zdrowia nie
zezwala chociażby brutalna ekonomia naszego kraju z kulejącym systemem
zdrowotnym i szalejącym bezrobociem. Niestety, piękna teoria zahaczająca o
romantyzm ściera się z praktyką pokazującą, że czasem można nie podołać.
15)
Tej pani nikt nie odbiera prawa do
szczęścia. To ona się wylansowała na onecie, prezentując swoją historię, do
której użytkownicy mają prawo dołączyć swoje komentarze. Ta pani zresztą nikogo
o nic nie pytała i nie pyta, robi, co chce. A to, że cała masa osób musi jej w
tym pomagać, w tym państwowa służba zdrowia, to już taki drobny
szczegół.
Z tych, i wielu innych wypowiedzi
jasno wynika, że powinnam była w zasadzie dokonać aborcji, a nie powoływać na
świat kolejne, obciążone genetycznie dziecko. A jak nie aborcja, to
antykoncepcja. Albo „szklanka wody zamiast”, wszakże Polacy są w większości
katolikami, więc ich zdaniem nie wchodzi w grę ani antykoncepcja, ani aborcja, tylko
poród za wszelką cenę albo nic! Albo rybka, albo pipka, za przeproszeniem.
Jak się ma do tych opinii i komentarzy
obecna dyskusja na temat ustawy antyaborcyjnej, że każde dziecko ma prawo żyć?!
Czy Polacy nie są obłudni? Wydaje mi się, że ludzie podpisują się pod tego typu
ustawami, gdy to ich nie dotyczy. Łatwo jest obrzucić obcą kobietę
przysłowiowymi kamieniami za to, że dokonała aborcji, porzuciła dziecko itp.,
itd., a już inaczej sprawa by wyglądała, gdyby to w danej rodzinie miało się
urodzić dziecko z ciężką wadą genetyczną, albo dziecko pochodzące z gwałtu. A z
drugiej strony, kobieta taka jak ja (czytaj: ciężko chora), która urodziła
dziecko, też jest obrzucana błotem, bo jak to? Dziecka jej się zachciało???
Przy takiej chorobie???
Każdy ma swoje sumienie, i każdy
powinien mieć prawo rozstrzygnąć w swojej własnej duszy, co jest dla niego
najlepsze. Ja postanowiłam dziecko urodzić.
Po tym wszystkim, co wtedy poczytałam,
odechciało mi się opowiadać o sobie i swoim życiu. Przecież mam lepiej, więcej
mi wolno, żeruję na państwie, to co się będę odzywała. Zachciało mi się
dziecka, to mam – ślicznego, zdrowego i mądrego nastolatka, bynajmniej nie z
autyzmem :) *
Czy ja się żalę czy się chwalę…
*swoją drogą, ciekawe skąd szanowny
internauta się dowiedział, że mukowiscydoza wywołuje u dziecka autyzm…