Recenzje książek w "Znad Chocieli"



23.



„Tatuażysta z Auschwitz”

Zacznę mocno, bo i powieść jest mocna - „Tatuażysta z Auschwitz” nowozelandzkiej autorki Heather Morris. Długo na tę książkę czekałam, bo w bibliotece są na nią zapisy. Samo to pokazuje, że określenie jej mianem bestsellera nie było na wyrost.
Heather Morris poznała słowackiego Żyda - Lalego Sokołowa (Ludwiga Eisenberga) pracując w szpitalu w Melbourne. Starszy pan długo otwierał się przed nią - do tej pory nikomu nie opowiadał swojej historii. Czekał na kogoś, kto nie będzie pochodzenia żydowskiego ani w żaden sposób nie związany z Holocaustem. Żeby była to osoba umiejąca obiektywnie spojrzeć na wszystko, co się działo w życiu Sokołowa.
Lale Sokołow trafił do obozu w Auschwitz ze Słowacji w 1942 roku, mając 26 lat. Zgłosił się na ochotnika do pracy dla Niemców, licząc, że w ten sposób uratuje pozostałych członków rodziny. Nie uchroniło go to jednak przed straszliwym losem.
Przez przypadek został pomocnikiem „tätowierera” - więźnia tatuującego numery nowo przybyłym, by z czasem - przez splot okoliczności -  zacząć samodzielnie się tym zajmować. Była to ciężka i odpowiedzialna praca, ale Lale miał dzięki niej lepsze warunki bytowe niż współwięźniowie. Starał się im pomagać przynosząc jedzenie i odwdzięczając się za uratowanie życia. Gdy pytał kolegów dlaczego to robili, oni odpowiadali: Ktokolwiek ratuje jedną osobę, ratuje cały świat".
W tym samym roku w jednym z transportów przybywa do obozu Gita Furman (właściwie Gisela Fuhrmannova). Sokołow nigdy nie patrzył na przerażonych, ledwo żywych ludzi, którzy z transportów trafiali do jego stolika z przyborami do tatuażu. Gdy złapał za rękę Gitę, po raz pierwszy podniósł wzrok i zakochał się w dziewczynie od pierwszego wejrzenia. Rodzące się między nimi uczucie miało małe szanse na rozwinięcie się i przetrwanie, ale Lale robił wszystko, żeby pomóc Gicie, bronić ją i pomagać przetrwać. W końcu i dziewczyna odwzajemniła uczucie, choć nie chciała przed Lalem odkryć swojego imienia i nazwiska ani skąd pochodzi i jaka jest jej rodzina. Wszystko to, co działo się między nimi, było nierozerwalnie złączone z przerażającą rzeczywistością – wciąż przyjeżdżały nowe transporty z ludźmi (np. Cyganie), wciąż trwały selekcje (w których brał udział dr Jozef Mengele), wciąż masowo umierali ludzie. Panował tyfus, niewyobrażalny głód, zimno, przemoc i nieustający lęk o życie i przyszłość. Czy w takiej sytuacji bohaterom udało się przetrwać? Czy ocalili swoje uczucie i czy mieli choć najmniejsze szanse na wspólne życie poza ogrodzeniem z drutu kolczastego?  Żeby się o tym przekonać trzeba po prostu sięgnąć po tę powieść. Nie jest to łatwa lektura, przyznaję. Zwłaszcza, że opisuje prawdziwe wydarzenia i przedstawia prawdziwe losy osób, które trafiły do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a które Lale zapamiętał. Ale mimo to, gorąco polecam!

 22.



Rosamunde Pilcher

„Spod znaku bliźniąt”



Nie zawsze ma się ochotę na literaturę poruszającą trudne tematy czy też społeczne problemy albo na ociekające krwią kryminały. Czasami potrzebujemy lektury lekkiej, dobrze napisanej i niekoniecznie z przewidywalnym zakończeniem. Szperając po półkach naszej biblioteki trafiłam na książkę Rosamunde Pilcher pt. „Spod znaku bliźniąt”.
Akcja tej powieści obyczajowej rozpoczyna się w Szkocji, w nadmorskiej posiadłości Tuppy Armstrong, starszej pani, która przykuta do łóżka przez chorobę marzy o tym, by jej wnuk Anthony przyjechał ze swoją narzeczoną Rose. Młodzi niedawno się zaręczyli i Tuppy w myślach organizowała już wesele i układała listę gości. Odwiedziny tych dwojga miały jej dodać energii i sił w walce z chorobą.
Tymczasem w Kornwalii Flora spędza długie wakacje z ojcem i macochą i planuje wyjazd do Londynu. Chce poszukać pracy, mieszkania i rozpocząć życie na własny rachunek. Wszystko się jednak komplikuje, a jej dotychczas w miarę uporządkowana egzystencja wywraca się do góry nogami. Spędzając wieczór w przytulnej knajpce niedaleko hotelu, Flora widzi nagle swoje lustrzane odbicie, dziewczynę tak podobną do siebie, że to aż niemożliwe. Ich wzrok się krzyżuje i już nie da się oszukać przeznaczenia. Okazuje się, że Flora ma siostrę bliźniaczkę Rose, a żadna z nich nie wiedziała dotychczas o swoim istnieniu. I tu akcja nabiera sporego tempa J. Na skutek splotu okoliczności, Flora decyduje się zastąpić Rose i wyjechać na weekend z Anthonym do Szkocji, do Tuppy. Mistyfikacja mogła się udać jak najbardziej, gdyż Rose była w Fernrigg kilka lat wcześniej jako nastolatka (spędzała lato z matką) i tak naprawdę nikt dobrze jej nie znał. Flora-Rose stopniowo poznaje mieszkańców domu i ich bliskich znajomych - doktora Hugh Kyle`a, małżeństwo Anny i Briana Stoddart, pastorostwo Crowther) i odkrywa niechlubne tajemnice siostry bliźniaczki, coraz bardziej dziwiąc się jak bardzo są różne.
Oczywiście nie zdradzę jak wszystko się potoczy. Czy Tuppy zorientuje się, że została oszukana, czy doktor Kyle odkryje swoje karty, czy Flora wyjdzie za mąż za Anthony`ego i czy wszystko dobrze się skończy. Bo nie byłoby już sensu sięgać po tę książkę, która „porusza odwieczne kwestie prawdy i kłamstwa, wierności i zdrady”. Mimo, że powieść wydano w latach 70-tych ubiegłego wieku, czyta się ją jak współczesny, świetnie napisany bestseller. 
 



21.


„Zapisane w wodzie” Paula Hawkins



Kilkanaście miesięcy temu przeczytałam głośną powieść Pauli Hawkins pt. „Dziewczyna z pociągu”. Potem miałam okazję obejrzeć film, w którym główną rolę zagrała Emily Blunt. Zarówno książka jak i jej ekranizacja bardzo mi się podobały. Gdy zobaczyłam w naszej bibliotece kolejną powieść tej autorki pt. „Zapisane w wodzie” nie zastanawiałam się ani chwilę.

Paula Hawkins od razu rzuca nas na głęboką wodę – powieść rozpoczyna się od śmierci jednej z bohaterek - Nel Abbott, poprzez utonięcie w rzece, w miejscu zwanym Topieliskiem. Do Beckford, w którym ta tragedia ma miejsce, przyjeżdża siostra Nel - Jules,  by zająć się osieroconą siostrzenicą. Od razu dowiadujemy się, że siostry nigdy za sobą nie przepadały i w zasadzie w dorosłym życiu nie miały ze sobą bliższego kontaktu.

Nel od dawna zbierała materiały do książki o kobietach z Beckford. Kobietach, które na przestrzeni kilkuset lat utonęły w Topielisku. I które uznano za samobójczynie. Nie wszystkim mieszkańcom się to podobało. Bo burzyło spokój miasteczka, odkrywało tajemnice i zakłócało spokój sumienia niektórych osób.

Czytelnik powoli poznaje historię kobiet i ich rodzin. Historię Topieliska, zakola rzeki, miejsca, w którym opisywane kobiety „skoczyły”. W miarę upływu czasu okazuje się, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda.  Jak wszystko staje się skomplikowane. Jak dla świętego spokoju, pozornej trwałości rodziny, ukrywa się pewne sprawy. Sprawy i fakty, które Nel Abbott próbuje wyciągnąć na światło dzienne.
Do rzeki „skacze” nie tylko Nel, ale i przyjaciółka jej córki Katie, a także kilkanaście lat wcześniej matka Seana Townsenda, który współcześnie prowadzi sprawę śledztwa Nell Abott. Nie wiemy już, kto mówi prawdę, kto ją zakłamuje i z jakiego powodu ukrywa pewne wydarzenia.  Wszyscy bohaterowie i ich losy w dziwny sposób splatają się ze sobą, by na koniec historii niespodziewanie zaskoczyć Czytelnika.
Gorąco polecam tę powieść. Jest wartko napisana, tajemnicza i zaskakująca. A zdanie z książki „Beckford nie jest miastem samobójców. Beckford jest miastem, gdzie można pozbyć się kłopotliwych kobiet” oddaje w pełni atmosferę tej historii.  
 

20. „Dziewczynka bez imienia”

Marina Chapman. Moja historia spisana przez

Vanessę James i Lynne Barret-Lee




Wszyscy znamy historię o Tarzanie - chłopcu, którego wychowywały małpy. Tym razem jednak chciałabym opowiedzieć o książce, będącej bestsellerem w 2013 r. w Wielkiej Brytanii, a opowiadającej o Marinie Chapman, której los był łudząco podobny do losów Tarzana. To, co ich różniło to to, że Marina nie była postacią literacką wymyśloną przez autora, a autentyczną dziewczynką. Historię jej życia opisały Vanessa James i Lynne Barret-Lee.  Wielu wydawców nie chciało się podjąć wydania historii Mariny z obawy, że jest to nieprawda. Jednak eksperci nie znaleźli dowodu, który podważałby autentyczność tej historii.
Losy Mariny, już około 60-letniej kobiety, postanowiła ubrać w słowa jej córka, Vanessa James, chcąc ocalić od zapomnienia niezwykłe i tragiczne okoliczności życia swojej matki.  
Marina urodziła się około 1950 roku w Ameryce Południowej, być może w Kolumbii lub Wenezueli. Przed piątymi urodzinami została porwana przez nieznanych mężczyzn i porzucona w kolumbijskiej dżungli. W cienkiej bawełnianej sukience, samotna i przerażona, usiłowała przeżyć najpierw pierwszą ciemną noc, pełną odgłosów dzikich zwierząt, a potem następne dni, tygodnie i miesiące. Nikt jej nie szukał, nikt za nią nie podążał i nikt jej nie zaprowadził z powrotem do rodzinnego domu. Musiała nauczyć się żyć w lesie i zdobyć zaufanie małp, które z czasem stały się jej nową rodziną. Musiała nauczyć się wspinać na drzewa, zdobywać jedzenie i umieć obronić się przed różnymi mieszkańcami lasu. Upłynęło wiele tygodni, zanim mała, biała dziewczynka została zaakceptowana przez małpy i nauczyła się porozumiewać za pomocą małpiego języka. 
Jednak Marina była dzieckiem, ciekawym świata, chłonącym wszystko dookoła, szukającym wciąż nowych wrażeń i doznań. Gdy pewnego dnia po długiej wędrówce wdrapała się na wysokie drzewo o rozłożystych gałęziach, w dole mignęła jej postać kobiety. Zaintrygowana tym widokiem Marina postanowiła śledzić nieznaną jej osobę, a jednak tak bliską – przedstawiciela własnego gatunku. Wiedziona ciekawością doszła do osady ludzi nad jakąś rzeką. I nie potrafiła już trzymać się od nich z daleka. Obserwowała codziennie życie ludzi i ich zajęcia, podkradała jedzenie i tęskniła do zabaw z dziećmi. Gdy wreszcie ujawniła swoje istnienie, wódz wioski odesłał ją z powrotem do lasu, grożąc że zrobi jej krzywdę, gdyby chciała zostać.
Marina wróciła więc do dżungli, po raz kolejny akceptując fakt, że jej jedyną rodziną są małpy. Że tylko na nie może liczyć i tylko one darzą ją miłością i akceptacją.
Dżungla to jednak nie tylko ptaki, ssaki, węże czy kajmany. Jest to również miejsce, do którego przychodzą myśliwi. I tak, któregoś dnia, Marina stanęła oko w oko z myśliwymi i postanowiła, że po raz kolejny ujawni się, chcąc wrócić do świata ludzi. Zaufała i znów się zawiodła. Myśliwi zapakowali ją wraz z innymi pojmanymi zwierzętami do ciężarówki i wywieźli w nieznanym kierunku. Marina trafiła do burdelu Any-Karmen.
Nie będę więcej pisała, co się działo. Nie chciałabym opowiedzieć całej książki J Podkreślę tylko, że to, co mnie zasmuciło i zbulwersowało to fakt, że tylko ludzie potrafili być tak bezwzględni i źli i tylko przez ich brak dobrej woli i serca, Marina była tak długo uznawana za dzikuskę i traktowana gorzej niż zwierzęta. Tylko od ludzi doznała wielu krzywd, bo dżungla dawała jej schronienie w każdym znaczeniu tego słowa. 
Warto sięgnąć po tę książkę, nie tylko ze względu na niesamowite losy Mariny, ale i opisy przyrody, zwierząt i całego bogactwa dżungli kolumbijskiej.



19. PAPUSZA


Papusza, po cygańsku znaczy "lalka". Tak właśnie nazywano Bronisławę Wajs (z domu Zielińską), cygańską poetkę, piszącą w języku romskim, wywodzącą się z grupy etnicznej Polska Roma (polscy Romowie nizinni). W materiałach źródłowych podawane są dwie daty urodzenia Papuszy: 17.08.1908 w Sitańcu lub 10.05.1910. w Lublinie.

         Tabor, w którym urodziła się i wychowała Papusza, wędrował po terenach Podola, Wołynia i w okolicach Wilna. Matka Bronisławy, Katarzyna Zielińska, po śmierci pierwszego męża (ok. 1914 r., na Sybirze) wyszła ponownie za mąż za Jana Wajsa. W rodzinie Wajsów byli głównie muzykanci, harfiści, którzy jeździli po miastach i wsiach, grając w karczmach, na jarmarkach i weselach[1].

         Papusza nigdy nie uczęszczała do szkoły, ale jako jedna z niewielu romskich kobiet nauczyła się pisać i czytać. Łapała kury dla żydowskiej sklepikarki w zamian za naukę czytania. Po latach ze smutkiem skwituje, że może byłaby szczęśliwsza bez tych umiejętności.

         Papuszę wydano za mąż w wieku 16 lat, za brata ojczyma - harfiarza Dionizego Wajsa, starszego od niej o 24 lata. Małżonkowie nie doczekali się własnych dzieci, ale adoptowali chłopca - wojennego sierotę Władysława, na którego mówiono Tarzanio. "W czasie II wojny światowej ukrywała się przed Niemcami wraz ze swoją grupą w lasach Zachodniej Ukrainy. Po wojnie polscy Cyganie z Kresów przenieśli się na Ziemie Odzyskane i tak też zrobiła grupa Papuszy".[2] Kiedy nowe powojenne władze nakazały Cyganom osiedlać się, po kilkuletnich wędrówkach tabor zawitał w 1950 roku do Żagania. Następnie w latach 1954-1981 Papusza mieszkała w Gorzowie Wielkopolskim, by na koniec osiąść w Inowrocławiu, gdzie schorowaną opiekowała się siostra Janina Zielińska.

         Dla świata poezji odkrył Papuszę Jerzy Ficowski, również poeta, ale także prozaik, tłumacz i eseista. W 1949 roku dołączył on do taboru cygańskiego, ukrywając się przed bezpieką.[3] Zafascynowała go kultura, obyczaje i język Cyganów, a zwłaszcza wiersze i pieśni Papuszy. Namówił więc dziewczynę do ich spisywania. Wiersze przesłał Julianowi Tuwimowi, a ten doprowadził do ich publikacji w 1950 roku w miesięczniku „Problemy” (nr 10/50). Ukazał się wtedy wywiad Tuwima z Ficowskim, do którego dołączono cztery wiersze oraz kilka fotografii cygańskiej poetki o imieniu „Papusza”. Oficjalnie Papusza zadebiutowała wierszem w „ Nowej Kulturze" w 1951. Jednocześnie w miesięczniku „Twórczość” pojawił się biogram poetki wraz z Pieśnią Cyganki[4]. Bronisława Wajs - Papusza stała się sławna. Nie przełożyło się to jednak na dostatnie i szczęśliwe życie. Odrzucono ją, ponieważ odstąpiła od tradycyjnej roli kobiety romskiej, a także oskarżono o zdradę tajemnic Cyganów. Stało się to po ukazaniu w 1953 roku książki Ficowskiego "Cyganie polscy", w której autor opisał wierzenia, prawa moralne oraz słownik wyrażeń romskich. Szykanowana, oczerniana i odrzucona Papusza popadła w chorobę psychiczną, co wiązało się z okresowym leczeniem w zakładach psychiatrycznych.[5] Mimo, że od poznania Jerzego Ficowskiego jej życie diametralnie się zmieniło, uznawała go nadal za najbliższego przyjaciela, a w listach nazywała Braciszkiem (Pszałoro).

         Ficowski próbował jej pomagać, załatwiał honoraria za wiersze, wystarał się nawet o stypendium twórcze, ale Bronisława nie bardzo chciała je przyjmować, uważając że na nie nie zasługuje. A musiała z czegoś żyć, mając na utrzymaniu schorowanego męża i przybranego syna.

         Od 1962 Papusza należała do Związku Literatów Polskich; jej wiersze przełożono na język niemiecki, angielski, francuski, hiszpański, szwedzki i włoski.
         Wykluczona ze społeczności cygańskiej, przeżyła poza nią ponad 30 lat. Przestała pisać. Kilka ostatnich wierszy opublikowała w 1970 r. Wiele z tego, co napisała wcześniej spaliła razem z listami od przyjaciół, między innymi od Tuwima.
         Cały dorobek literacki Papuszy to zaledwie około czterdziestu własnoręcznie zapisanych utworów; pozostawiła też kilka tekstów prozą opisujących cygańskie życie. Poetka ("wróżka" jak sama siebie nazywała) zmarła 8 lutego 1987. Została pochowana 14 lutego na cmentarzu Świętego Józefa w Inowrocławiu. W 1996 roku rękopisy i pamiątki poetki zostały odkupione od Jerzego Ficowskiego i przekazane Stowarzyszeniu Twórców i Miłośników Kultury Cygańskiej w Gorzowie Wielkopolskim.
         Najpiękniejsze wiersze Papuszy to te, które opisują tęsknotę za utraconą wolnością, za wędrówkami z taborem, koczowniczym trybem życia, jaki społeczność Cyganów prowadziła od wieków. Jak trudne musiało być dla niej życie w mieście, bez lasów, pól i wiatru we włosach, może zrozumieć zapewne tylko cygańska dusza...  

"Pieśń cygańska z Papuszy głowy ułożona" (fragment)

W lesie wyrosłam jak złoty krzak,
w cygańskim namiocie zrodzona,
do borowika podobna.
Jak własne serce kocham ogień.
Wiatry wielkie i małe
wykołysały Cyganeczkę
i w świat pognały ją daleko...


"Na dobrej drodze "

Opadnie z nas ciemność
i nieczystość serc.
I żyć będziemy pięknie
jak ludzie.
Ale zapłaczą Cyganie starzy,
i dawny czas im się zamarzy -
przypomną dawny czas
i lasy, i rzeki,
i góry i ognie.

Ich stare serca jak kamienie:
w lesie wyrosły
i skamieniały.

"Woda, która wędruje"

Już dawno przeminęła pora
Cyganów, którzy wędrowali
A ja ich widzę:
są bystrzy jak woda
mocna, przejrzysta.

Można ją słyszeć
wędrującą, jak przemówić pragnienie.
Ale biedna, nie zna żadnej mowy
prócz srebrnego pluskania i szumu.

Tylko koń, co na trawie się pasie,
słucha jej i szum rozumie.
Ale woda nie ogląda się za nim,
ucieka, dalej odbiega,
gdzie oczy już jej nie zobaczą,
woda, która wędruje.

"Lesie, ojcze mój"

Lesie, ojcze mój,
czarny ojcze,
ty mnie wychowałeś,
ty mnie porzuciłeś.
Liście twoje drżą
i ja drżę jak one,
ty śpiewasz i ja śpiewam
śmiejesz się i ja się śmieję.
Ty nie zapomniałeś
i ja cię pamiętam. O, Boże, dokąd iść?
co robić, skąd brać
bajki i pieśni?
Do lasu nie chodzę,
rzeki nie spotykam.
Lesie, ojcze mój,
czarny ojcze!

"Tam, gdzie wiatr"

Tam, gdzie wiatr śpiewa pieśni,
jesienią modlą się do Boga
liście złote
i Cyganka czarna.
W lasach,
u krzyżowych dróg,
gdzie wiatry śpiewają pieśni,
Cyganka Boga prosi
I liść złoty spada.

Wiersze: "Woda, która wędruje", "Tam, gdzie wiatr", "Pieśń cygańska z Papuszy głowy ułożona", "Lesie, ojcze mój"[6].
Wiersz: "Na dobrej drodze"[7].

Ps. Polecam świetny film Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze "Papusza" z 2013 roku.



[1] http://culture.pl/pl/tworca/papusza-bronislawa-wajs
[2] Tamże.
[3] http://culture.pl/pl/tworca/papusza-bronislawa-wajs
[4] https://pl.wikipedia.org/wiki/Papusza
[5] Tamże.
[6] Papusza, Lesie, ojcze mój, Wyd. Nisza, Warszawa 2015, s. 27,29,51,85
[7] Jerzy Ficowski, Mistrz Manole i inne przekłady, Wyd. Fundacja pogranicze, Sejny 2004, s. 382.
 
18. Dzień Matki



 Nadchodzi najpiękniejszy w roku miesiąc - maj. Miesiąc kwitnących kwiatów, śpiewających słowików, słońca i bzu pachnącego wśród łąk. Wszyscy go kochamy. Tak jak kochamy swoje mamy. My, duzi i mali. Dziewczynki i chłopcy.

  Z okazji Dnia Matki pragnę przedstawić naszym Czytelnikom kilka wierszy polskich poetów i poetek i życzyć Mamom wszystkiego, co dobre i piękne.



"Spotkanie z matką" K. I. Gałczyński


Ona mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.
Noc.
         Dopala się nafta w lampce.
Lamentuje nad uchem komar.
Może to ty, matko, na niebie
jesteś tymi gwiazdami kilkoma?
Albo na jeziorze żaglem białym?
Albo falą w brzegi pochyłe?
Może twoje dłonie posypały
mój manuskrypt gwiaździstym pyłem?

A możeś jest południową godziną,
mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?
Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach —
od włosów. Czy to nie twoja?

"Matka i ja" A. Kamieńska

Niedługo będę rówieśniczką mojej matki
może nawet dorosnę do niej w cierpieniu
wtedy będziemy mogły wreszcie porozmawiać o sobie
jak równy z równym i nie będę
jej zadawała głupich pytań
nie dlatego że wiem za wiele
ale że nie ma odpowiedzi
i nie będziemy już się kłócić
ani o Boga ani o Polskę
prawdziwe porozumienie
zawsze jest milczeniem

"Matko " Cz. Kuriata


Dźwigałaś gwiazdy w podartym fartuchu
zbierane po polach, wygrzebywane z ziemi
(poznaję po latach, że nie były one podobne
do niebieskich gwiazd),
schylona byłaś łukiem pogodnego nieba,
które burze gromadzi w sobie - nigdy nade mną.


Barwy poznawałem we wzorach twojej chusty.
-pierwszą podróż odbyłem po bruzdach twojej dłoni,
twardej powierzchnią, dotykiem czułej.


Matko,
byłaś uspokojeniem dla mnie;
o zachodzie przynosiłaś garść więdnących promieni.
poznawałem zmęczenie w zapachu zboża
i dziwił mnie twój oddech dzikiej gruszy.


"Matka" M. Hillar


Odwraca na patelni
płaską flądrę
żółtym brzuchem do góry

Pokrywki garnków
są srebrne
jak kilka nitek w jej włosach

Wysoko na półkach
ustawia malinowe konfitury

Wieczorem
kładzie po obu stronach książki
zmęczone ręce

lecz zaraz wstaje
przynosi podartą powłokę

Nachyla nad nią oczy
zielone jak liście truskawek
i czoło z trzema zmarszczkami
Nie rozprostuję tych zmarszczek
palcami

 

"Matka " Z. Herbert

 

Upadł z jej kolan jak kłębek włóczki. Rozwijał się w pośpiechu i uciekał na oślep. Trzymała początek życia. Owijała na palec serdeczny jak pierścionek, chciała uchronić. Toczył się po ostrych pochyłościach, czasem piął się pod górę. Przychodził splątany i milczał. Nigdy już nie powróci na słodki tron jej kolan.

Wyciągnięte ręce świecą w ciemności jak stare miasto.



  17. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

         W tym roku, 9 lipca, obchodziliśmy 70. rocznicę śmierci jednej z najbardziej znanych polskich poetek - Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.
         Lilka, jak o niej mówiono, urodziła się 24 listopada 1891 roku w Krakowie, w bardzo znanej artystycznej rodzinie Kossaków - jej dziadek Juliusz, ojciec Wojciech, a także brat Jerzy byli malarzami obrazów o tematyce historycznej i batalistycznej. A siostra - Magdalena Samozwaniec ("Madzia") okrzyknięta została "Pierwszą Damą Polskiej Satyry"[1]. Z rodziny Kossaków pochodziła także pisarka Zofia Kossak-Szczucka-Szatkowska.
         Maria Janina Pawlikowska-Jasnorzewska była polską poetką i dramatopisarką dwudziestolecia międzywojennego. Luźno związana z grupą literacką "Skamander", do której należeli Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz, Kazimierz Wierzyński oraz Jan Lechoń.Zadebiutowała w 1922 roku tomikiem "Niebieskie migdały", który został bardzo dobrze przyjęty przez krytykę[2].


         Dom rodzinny Lilki, tzw. Kossakówka zawsze był miejscem, w którym spotykała się bohema artystyczna Krakowa. Wspomnieć by tylko nazwiska Paderewskiego, Witkacego, Sienkiewicza czy Lutosławskiego, by mieć obraz tego, w jakim środowisku wzrastała Maria i jej siostra Madzia.  Lilka nie uczęszczała do szkoły, naukę pobierała w domu, gdzie nauczyła się kilku języków obcych oraz zdobyła wykształcenie humanistyczne. Przez krótki czas była wolną słuchaczką Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Sporo podróżowała, była we Włoszech, Turcji, w Północnej Afryce i we Francji, gdzie w 1927 r. w Paryżu przeżyła wielką miłość z lotnikiem i poetą Sarmento de Beires[3]. Trzeba dodać, że motorem jej życia była przede wszystkim miłość. Trzykrotnie wychodziła za mąż: pierwszy mąż, Władysław Bzowski (poślubiony w 1915 roku) był oficerem armii austriackiej. Małżeństwo się rozpadło, a po jego unieważnieniu wyszła za mąż w 1919 r. za Jana Gwalberta Pawlikowskiego, taternika i znawcę góralszczyzny podhalańskiej. To była wielka miłość, ale niestety nie przetrwała. Małżeństwo zostało unieważnione dopiero w roku 1929. Ostatnim mężem Lilki był oficer lotnictwa Stefan Jasnorzewski "Lotek", za którego Maria wyszła w 1931 roku.
         Gdy we wrześniu 1939 roku została wystawiona sztuka pt. "Baba-Dziwo", będąca ostrym atakiem na hitlerowski totalitaryzm, Maria musiała wyjechać z Polski. Najpierw udała się do Francji, a później do Anglii. Wraz z mężem osiadła w Blackpool, w ośrodku lotnictwa RAF. 
         Poetka miłości zachorowała na raka, a nowotwór dawał bardzo szybko przerzuty, najbardziej zaatakowany był kręgosłup. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska była dwukrotnie operowana. Zmarła w szpitalu w Manchesterze 9 lipca 1945 roku. Stefan Jasnorzewski po skończonej wojnie całkowicie porzucił lotnictwo i zerwał kontakty z przyjaciółmi i rodziną na około pięć lat[4].
         Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pisała nie tylko wiersze, ale i sztuki (głównie komedie). W początkowym okresie jej twórczość pełna była optymizmu i chęci do życia oraz zachwytu nad przyrodą, z upływem czasu coraz częściej pojawiała się refleksja nad życiem i przemijaniem, nad starością i śmiercią; Lilka nie stroniła też od "skandalizujących" tematów takich jak związki pozamałżeńskie czy aborcja. Poza tym malowała, grała na fortepianie i tańczyła balet.
         Przyjęło się dzielić twórczość Marii na tę sprzed wojny i tę po wojnie. Trudno oczekiwać zresztą, by po przeżyciach wojennych i strasznej chorobie  pisała tak samo jak w latach pogody i szczęścia. Poetka nie mogła żyć bez najbliższych, bez rodziny i bez miłości.  
         Niektóre z tomików poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej to:
-        "Niebieskie migdały" (1922)
-        "Różowa magia" (1924)
-        "Pocałunki" (1926)
-        "Balet powojów" (1935)
-        "Róża i lasy płonące" (Londyn 1940)
-        "Ostatnie utwory", zebrał i opracował Tymon Terlecki,  Londyn 1956 – wydany pośmiertnie zbiór ostatnich utworów poetki
Niektóre sztuki: "Szofer Archibald. Komedia w 3 aktach", "Powrót mamy. Komedia w 3 aktach", "Mrówki (myrmeis). Sztuka w 3 aktach", "Zalotnicy niebiescy. Sztuka w 3 aktach", "Baba-Dziwo. Tragikomedia w 3 aktach". 
         Wiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej były często wykonywane jako piosenki, wykonywane m.in. przez Ewę Demarczyk, Krystynę Jandę czy Czesława Niemena. [5].


                                          "Fotografia"

Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...

                                              "Miłość"

Wciąż rozmyślasz. Uparcie i skrycie.
Patrzysz w okno i smutek masz w oku...
Przecież mnie kochasz nad życie?
Sam mówiłeś przeszłego roku...

Śmiejesz się, lecz coś tkwi poza tym.
Patrzysz w niebo, na rzeźby obłoków...
Przecież ja jestem niebem i światem?
Sam mówiłeś przeszłego roku...

"Listopad i listonosz"

Jest listopad czarny, trochę złoty,
mokre lustro trzyma w ręku ziemia.
W oknie domu płacze żal tęsknoty:
Nie ma listów! Listonosza nie ma!

Już nie przyjdzie ni we dnie, nie w nocy,
złote płatki zawiały mu oczy,
wiatr mu torbę otworzył przemocą,
list za listem po drodze się toczy!

Listonosza zasypały liście,
serc i trąbek złocista ulewa!
ach i przepadł w zamęcie i świście
list, liść biały z kochanego drzewa!...

"Miłość"

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz można żyć bez powietrza!

"Nike"

Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki,
o miłości nieuciszona!
Choć zabita, lecz biegniesz z zapałem jednakim
wyciągając odcięte ramiona...

„…Leci liście z drzewa”

Nikt tak wiele nie pisał o liściach,
Szronem zwarzonych, jesiennych,
Jak my wszyscy, uparcie, co roku...

Gdyż zbierały się chmury, w nich łzy,
Dąb nasz wiedział, że schnie i żółknie.

Czuliśmy, że będziemy jak tułacze liście
Zmrożone w każdym swym włóknie...

„Tej jesieni”

A tymczasem, kasztanowe liście  
szukają nas wkoło jak ślepcy,
- i westchnienia słychać i szepty:
„Wróciliście?
         - nie wróciliście?” –


„Do rozgwiazdy”

Smutna rozgwiazdo! Schniesz jak serce moje.
Jak ja, na przypływ czekasz z niepokojem.
Ramion pięcioro wyciągasz tak tęsknie,
Jak ja tych moich nieszczęśliwych dwoje…



Ps. Oprócz wierszy Lilki, polecam "Marię i Magdalenę" oraz "Zalotnicę niebieską" Magdaleny Samozwaniec, a także Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej "Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-1945". Zebrał Rafał Podraza.


[1] R. Podraza, "Córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec", Warszawa 2012, s. 10.
[2] O poetce miłości, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej mówiła profesor Grażyna Borkowska z Instytutu Badań Literackich PAN, aud. Hanny Szof (7.07.2005), http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/984549,Maria-PawlikowskaJasnorzewska-%E2%80%93-poetka-milosci
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Pawlikowska-Jasnorzewska
[4] https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Pawlikowska-Jasnorzewska
[5] Tamże.
[6] http://www.bg.agh.edu.pl/KOSSAK/maria-main.html




16. Grażyna Jeromin-Gałuszka "Magnolia"



         W wakacje niezbyt chętnie sięgamy po książki, które nas przygnębią i wprowadzą w smutny nastrój. Raczej szukamy lektury, w której będzie się można rozsmakować jak w letnich dniach i letnich owocach :) Stąd mój dzisiejszy wybór - "Magnolia" Grażyny Jeromin-Gałuszki.

         Dla Filipa Skalskiego dotychczasowe życie było raczej beztroskie - praca lotnika, wspaniałe mieszkanie oraz piękna żona, która zawsze czekała na jego powrót z utęsknieniem. Pewnego dnia, gdy Filip wrócił po długim locie przez Atlantyk, żona - będą już w bramie domu - oznajmiła, że odchodzi. "Znudziło jej się czekanie na niego w domu. Tak jak i na wszystko inne. A najbardziej na dziecko." Ona potrzebowała odrobiny chaosu, a nie przewidywalnego i pedantycznego męża, który pół dnia dobiera krawat do jednego z piętnastu garniturów. Filip nie potrafił jej zatrzymać, nie wiedział jak. Został sam. Postanowił sprzedać apartament, po czym wsiadł w samochód i pojechał pierwszą lepszą drogą. Droga ta zaprowadziła go na południe Polski, w Bieszczady.

         Na starym, opuszczonym dworcu kolejowym Filip poznał człowieka, od którego kupił - bez większego zastanowienia - knajpę z hotelikiem, o wdzięcznej nazwie "Magnolia". Na co dzień w pensjonacie rządziły kobiety: Czesia Gawlińska i Marlena, Olga oraz Doris. Codziennie zaglądała też  Tuśka, która zabierała resztki jedzenia dla psów.

         Każda z tych kobiet to inny charakter, podejście do życia, miłości czy upływającego czasu. Jednak mimo wielu sprzeczek, słownych utarczek, dogadywania i narzekania jedna na drugą, kobiety wspierały się we wszystkim, zwłaszcza w problemach, których żadnej z nich nie brakowało. Filipa te kobiety jednocześnie fascynowały, ale i denerwowały, ale to dzięki nim poznał prawdziwe życie i jego sens.

         Książka "wciąga" powoli, zapewne dlatego, że czas w Bieszczadach siłą rzeczy musi płynąć inaczej :) Jest w niej nie tylko magia, ale i spora dawka ironicznego humoru. Dużo tu miłości, a także zrozumienia dla słabości i wad innych. Tu przeciwieństwa się przyciągają, by razem stawić czoło nie zawsze urokliwej codzienności.
 
15.Carla Montero „Szmaragdowa tablica”





Florencja, 1492 rok. Gdy umiera Wawrzyniec Medyceusz – mecenas sztuki i nauki, miłośnik poezji, muzyki, filozofii, jeden z jego podopiecznych - malarz Giorgio z Castelfranco (Giorgione) postanawia wrócić do Wenecji. Porządkuje swój warsztat, zbiera przybory malarskie i spogląda na jeden ze swoich obrazów. Widzi w nim to, czego inni nie dostrzegają. Obraz ten wzbudza w nim niepokój. Wyjmuje go jednak ze sztalug, odrywa płótno z blejtramu, zwija i chowa do skórzanej tuby. Udaje się w podróż, ucieka przed niebezpieczeństwem…

Prawie pięćset lat później, Adolf Hitler, w Wilczym Szańcu, rozwija przed sobą wizję rządzenia światem, oczywiście na swój własny sposób. Do realizacji tych celów potrzebuje pewnego obrazu – jest nim „Astrolog” Giorgionego. Misję odnalezienia tego dzieła powierza majorowi SS Georgowi  von Bergheim. Sturmbannfürer został  członkiem Sztabu Operacyjnego Rosenberga w Paryżu. Sztab ten zajmował się rabowaniem dzieł sztuki z okupowanych przez Niemców terenów. Bezpośrednim „przełożonym” Georga był sam Himmler.
Von Bergheim próbując tropić ślady „Astrologa” na zawsze wiąże swoje losy z pewną żydowską i wpływową rodziną o nazwisku Bauer. Wszystko to, co wydarzy się w życiu majora będzie nierozerwalnie związane z Sarah Bauer.

Ana Garcia-Brest, kochanka Konrada Köllera, niemieckiego bardzo bogatego przemysłowca, jest ekspertem od Giorgionego, pracuje w Muzeum Prado w Madrycie. Na prośbę Konrada rozpoczyna śledztwo związane zarówno z von Bergheimem jak i „Astrologiem”. Śledztwo to będzie bardzo długie i niebezpieczne, a tropy prowadzą do Francji, Włoch, Niemiec.

Czytelnik tylko przez chwilę błądzi korytarzami Akademii Florenckiej i jest uczestnikiem wydarzeń rozgrywających się na dworze Medyceuszy. W zasadzie przez całą powieść - na zmianę - uczestniczy w śledztwie Any, a zarazem jest świadkiem wojennych losów Sarah Bauer.  Te dwa światy przenikają się nawzajem, by do ostatnich kart książki trzymać czytelnika w niepewności. Do końca nie wiadomo, czy „Astrolog” naprawdę istniał i czym była tytułowa Szmaragdowa Tablica.

W tle wydarzeń historycznych rozgrywają się miłości, romanse, rozstania i powroty. Całość czyta się jako fascynującą historię, z której trudno wrócić do rzeczywistości. Gorąco polecam!

 

14. Kate Morton „Dom w Riverton”

Jesień nieśmiało puka już do naszych drzwi. Wieczorne mgły i nieuchwytny zapach obiecują nadejście spokoju i odpoczynku po szaleństwach lata. „Zapomniany ogród” (Kate Morton) pozostał gdzieś w tyle, a na końcu alejki pojawił się „Dom w Riverton” tej samej autorki.
Długo nie mogłam otworzyć właściwych drzwi tego domu. Musiałam przewertować kilkanaście kartek książki, żeby zanurzyć się całkowicie w atmosferze początku XX wieku, I wojny światowej i codzienności, która już nie wróci. Może spotkamy się gdzieś na fotografii z sepii, a tymczasem „Dom w Riverton” otwiera podwoje i pokazuje nam przeszłość pełną tajemnic.
Grace Bradley ostatnie lata swego życia spędza w domu spokojnej starości. Ten spokój burzy list od nieznanej jej Ursuli Ryan, która postanawia wyreżyserować film o życiu mieszkańców domu w Riverton. Ursula próbuje przede wszystkim wyjaśnić tajemnicę śmierci poety Robbie'go Huntere`a, który związany był z rodzeństwem Hannah, Emmeline i Davida Hartford, młodych spadkobierców bogatej i wpływowej rodziny z Riverton. Dzieciństwo i młodość rodzeństwa upłynęło beztrosko, mimo braku matki. Dom, otoczony wspaniałym ogrodem, pełen był przepychu, pamiątek po przodkach, obrazów, książek i zabytkowych mebli. Zazwyczaj też pełen był gości i wszechobecnej służby. Jedną ze służących była właśnie Grace, która jako młoda dziewczyna rozpoczęła w tym domu swoją pierwszą pracę. Namawiała ją na to matka, kiedyś również tamtejsza służąca. Grace nie tylko była dobrą pracownicą, dyskretną, pomocną i dobrze wykonującą swoją pracę. Stała się też powierniczką jednej z sióstr.
Spotkanie Ursuli z Grace burzy spokój starszej pani. Wracają wspomnienia, odżywają - wydawałoby się - zapomniane już fakty z życia rodziny Hartford, a zwłaszcza skomplikowane relacje łączące obie siostry z młodym poetą. Grace wraca pamięcią do roku 1924 i do przyjęcia, które w posiadłości Riverton organizuje dorosła już i zamężna Hannah. Przyjęcie jest huczne, z szampanem i fajerwerkami, a goście bawią się przednio. Nad brzegiem jeziora spotykają się Hannah, Emmeline i Robbie. O tym, co się wtedy naprawdę wydarzyło wiedziała tylko Grace i obie siostry. Zresztą, więcej się już nie spotkały… Grace postanawia wyjawić tajemnicę swojemu ukochanemu wnukowi, ponad 70 lat później od zdarzenia.
Wielowątkowa powieść Kate Morton przenosi nas nie tylko w świat brytyjskiej arystokracji, bogactwa i przepychu. Świat uświęcony tradycją, określonymi normami i zasadami, obowiązującymi zwłaszcza kobiety, ale i widzimy okrucieństwo Wielkiej Wojny, a następnie szalone lata dwudzieste i trzydzieste ubiegłego wieku. I wojna światowa burzy istniejący dotąd porządek społeczny, rzeczywistość przewraca się do góry nogami. Nie każdy umie się odnaleźć w nowej sytuacji.
Powieść, po przyzwyczajeniu się do tradycyjnego już chyba u Kate Morton sposobu pisania  (nagłe przeskoki z teraźniejszości w przeszłość), wciąga bardzo. Może dlatego, że tamta rzeczywistość nigdy już nie wróci. Dzięki plastycznemu i wartkiemu opowiadaniu autorki, czytelnik uczestniczy w życiu arystokracji,  bohemy artystycznej i codzienności służących. To, czy wyjaśni się tajemnica sprzed lat, pozostawiam do swojej wiadomości i zachęcam wszystkich do czytania.





13) Magda Dygat „Rozstania”

O książce, którą tym razem chcę Państwu przedstawić słyszałam kilkakrotnie. Wiedziałam, że „coś tam będzie” o sławnych ludziach, znanych artystach i światku polskich pisarzy i poetów. Więc jak tylko „Rozstania” Magdy Dygat wpadły mi w ręce, natychmiast je wzięłam do domu.
Książka wciąga od pierwszych stron. Nie dziwota. Magda Dygat talent wyssała zapewne z mlekiem, ale nie matki w tym przypadku, a ojca – Stanisława Dygata. Gdyż książka dotyczy właśnie jego - znanego polskiego pisarza, który dwukrotnie był żonaty. Pierwsza żona to Władysława Nawrocka – aktorka, dzisiaj już chyba zapomniana, za to o drugiej żonie Dygata będzie głośno jeszcze wiele lat i kilka pokoleń. To Kalina Jędrusik – polska seksbomba lat 60-tych ubiegłego stulecia.
Ale myliłby się ten, kto pomyśli, że w książce tej znajdują się jedynie pikantne szczegóły dotyczące życia osobistego Dygatów i ich przyjaciół. Że dowie się jaka naprawdę była Kalina Jędrusik, i dlaczego córka Dygata i jej macocha nienawidziły się całe życie. Owszem, poznajemy te wszystkie fakty, prawdy, a może półprawdy; widzimy, że Magda Dygat próbuje rozliczyć się z przeszłością, zapomnieć winy, przebaczyć. A smutek za czasem i światem, które odszedł i nie wróci, zdaje się być wszechobecny.
Poznajemy lata PRL-u, które na kartach tej książki wydają się kolorowe i bardzo ciekawe. I zapewne też takie były, momentami. Magda Dygat dorastała wśród znanych osób, bohemy artystycznej, a jej domu rodzinnego na pewno nie można było nazwać tradycyjnym. Artystyczne zawody obojga rodziców (pisarz i aktorka) były niejako zaprzeczeniem istniejącej wokół szarości i bezpłciowości. A że ciągle brakowało pieniędzy, to już inna bajka. Rodzice Magdy mieli jakiś niefrasobliwy stosunek do pieniędzy - jak były, to wydawało się je na rozrywki, ciuszki, prezenty, nie licząc się z kosztami. A jak ich zaczynało brakować, wtedy się zastanawiali jak je zdobyć. To było jak zaklęty krąg, obręcz, która nie miała końca.
Rodzina Magdy naznaczona była jakimś dziwnym przeznaczeniem, zgodnie z którym jedno z rodziców zostawiało drugie, i wiązało się z kimś innym. W taki oto sposób Magda stanęła przed faktem rozstania ukochanego ojca z niekoniecznie ukochaną matką, i pojawienia się w swoim życiu Kaliny Jędrusik. Wtedy bezpowrotnie odeszło dzieciństwo, które i tak nie było naznaczone miłością, zainteresowaniem i uwielbieniem ze strony rodziców. Oni wiecznie byli zajęci sobą, swoją karierą, zdobywaniem pieniędzy, interesami. „Tak, oczywiście. Jeszcze mamy dziecko. Gdzie ono jest? Zdaje się, że w Zakopanem”. Ten cytat mówi sam za siebie. Magda była wiecznie komuś i gdzieś podrzucana, zapominano o niej, wywożono na drugi koniec Polski, itp. A jednak Magda czuła miłość i zainteresowanie taty, do czasu pojawienia się „drugiej żony mojego ojca”, jak wyraża się o Kalinie.
Nie chcę zdradzić wszystkich szczegółów dotyczących książki, bo nie będzie już sensu sięgać po nią. To, co mnie najbardziej uderzyło i zszokowało, to nie tylko obraz Kaliny Jędrusik w oczach pasierbicy, obraz kobiety zepsutej, wulgarnej, złej. To przede wszystkim obraz dorosłych, którzy nie powinni być rodzicami i opiekunami żadnego dziecka. Dorosłych, którzy sami byli jak dzieci, a stali się rodzicami niejako z przypadku. I nie bardzo potrafili podołać temu zadaniu.
Magda Dygat próbuje skonfrontować się z przeżyciami z dzieciństwa, zrozumieć dorosłych, ich świat i to, jaką rolę pełniła w tym świecie, w ich życiu.  Tęsknota za ojcem chyba nigdy nie zostanie utulona…

Atrakcyjność książki zwiększają zamieszczone czarno-białe zdjęcia rodzinne, fragmenty listów pisane przez Stanisława Dygata do rodziny, znajomych (m.in. Roman Polański, Sławomir Mrożek, Andrzej Wajda) oraz fragmenty powieści Dygata: „Jezioro Bodeńskie”, „Disneyland”, „Pożegnania”.




12) Alice Munro „Przyjaciółka z młodości”




Wśród laureatów literackiej nagrody Nobla niewiele jest kobiet; z tych bardziej nam znanych to: Selma Lagerlöf, Wisława Szymborska, Elfriede Jelinek, Doris Lessing. W tym roku kolejna kobieta dołączyła do tego szacownego grona: ALICE MUNRO, kanadyjska pisarka, „mistrzyni współczesnego opowiadania”.

Alice Munro uważana jest za jedną z najznamienitszych żyjących autorek krótkich form prozatorskich (opowiadań, nowelek). Jak można przeczytać w Internecie, jej opowiadania skupiają się na relacjach międzyludzkich w codziennym życiu. W większości jej utworów akcja zostaje osadzona w południowo-zachodniej części prowincji Ontario w Kanadzie i często obraca się wokół - z pozoru trywialnych i codziennych - faktów i obserwacji otaczającej rzeczywistości. Bohaterami jej opowiadań są zazwyczaj kobiety, będące w tym przypadku antytezą literackiego heroizmu.

Od dawna próbowałam zdobyć jedną z książek Alice Munro, ale bezskutecznie. Myślę, że przyznanie autorce nagrody Nobla spowodowało, że  jej opowiadania stały się bardziej dostępne dla szerszego grona czytelników. W naszej księgarni trafiłam na tom  „Przyjaciółka z młodości”.

Okładka z tyłu książki informuje, że jest to „dziesięć hipnotyzujących czytelnika opowiadań o tym, co dla każdego z nas najważniejsze, ale i najbardziej tajemnicze: o miłości, tęsknocie, umieraniu, przypadkach rządzących naszym życiem… Prawdziwa literacka uczta dla wielbicieli magii słowa i niezapomnianych wrażeń.”

Rzeczywiście, to co najbardziej ujęło mnie w tych opowiadaniach to magia, nieuchwytna atmosfera tajemniczości i nieprzewidywalności życia, które oplatają jak pajęczyna losy poszczególnych bohaterów. Autorka w mistrzowski sposób opisuje miejsca, w których toczy się akcja każdego opowiadania. Drobiazgi, zdawałoby się, niepotrzebne, składają się jednak na wspomnianą magię i sprawiają, że czytelnik ma wrażenie, iż sam jest uczestnikiem akcji i życia bohaterów. Doskonale widzi wszystkie detale miasta, domu, ogrodu, czy też wyczuwa różnorodne emocje bohaterów, tak jakby stał obok nich.

Opowiadania Alice Munro są niepokojące, dotykają w nas jakiejś struny, z istnienia której nie zdawaliśmy sobie dotąd sprawy. Drażnią nas, niepokoją, denerwują, odpychają i jednocześnie przywołują. Odłożona na półkę książka znów przyzywa… Więc po raz kolejny brałam tom do ręki i zanurzałam się w świat, w którym niejedna miłość umarła, przyjaźń została zerwana, a plany na świetlaną przyszłość legły w gruzach.

Tytuły niektórych opowiadań to: „Jabłka i pomarańcze”, „Inaczej”, „Peruka”, czy też tytułowa „Przyjaciółka z młodości”.

Nie jest to może najwspanialsza książka, którą czytałam; być może inne opowiadania Alice Munro bardziej by do mnie przemówiły, ale nie można odmówić temu tomowi uroku i tak skonstruowanego zakończenia każdej części, że czytelnik pozostaje w ciągłej niepewności. Dla jednych taka niepewność będzie atutem, a dla drugich minusem. Na pewno jednak warto sięgnąć po opowiadania samej mistrzyni tego gatunku.  Wśród wielu tytułów książek tej autorki można wyróżnić: „Taniec szczęśliwych cieni”, „Za kogo ty się uważasz”?, „Odcienie miłości”, „Widok z Castle Rock”, „Drogie życie”.


11) Moja szyja mi się nie podoba”

Szukając w bibliotece w pewne lutowe przedpołudnie „bardzo mądrej książki”, którą mogłabym Państwu polecić, przypadkowo trafiłam na tytuł „Moja szyja mi się nie podoba” Nory Ephron. Coś mi to nazwisko mówiło, ale nie wiedziałam co, raczej na bardzo mądrą książkę nie wyglądało, ale tytuł na tyle mnie zafrapował, że postanowiłam jednak wypożyczyć tę pozycję.
Już w domu doczytałam sobie, że Nora Ephron była amerykańską pisarką, dziennikarką, scenarzystką i reżyserką filmową. To Jej autorstwa są znane filmy  „Bezsenność w Seattle”,  „Kiedy Harry poznał Sally”, „Masz wiadomość”, w których główną rolę kobiecą zagrała Meg Ryan. Brzmiało zachęcająco.
Tytuł książki sugerował, że zawartość będzie lekka, łatwa i przyjemna, i pochłonę ją w jeden wieczór. Książka jednak wciągała mnie powoli, i mimo, że nie musiałam wysilać jakoś specjalnie swoich szarych komórek, to jednak nie był to Harlequin.
Zaczęłam się zastanawiać nad tą naszą kobiecą codziennością. Nad tym, jak jednak próbujemy walczyć z uciekającym czasem, że te nasze tytułowe szyje z każdym nowym rokiem są jednak inne, że kurze łapki – mimo całego swojego uroku - stają się coraz bardziej widoczne, a my nakładamy maseczki, smarujemy kremami, przyklejamy plasterki pod oczy, w nadziei, że rano będziemy gładsze. I nic nie pomogą teksty o tym, jak fantastycznie być starszym, mądrym i tolerancyjnym i wiedzieć jaki jest sens życia. Bo tęsknimy za gładką szyją:).
A która z kobiet nie ma problemu z własną torebką? W której podobno jest wszystko i w której zazwyczaj niczego nie można znaleźć. Zwłaszcza mężczyźni niczego nie potrafią w nich znaleźć. Autorka nienawidziła torebek, które dla niej były odbiciem chaosu w jej życiu, niemożności opanowania bałaganu w domu, w perfidny sposób odzwierciedlającej jej osobowość. A i dobranie odpowiedniej torebki do stroju też było dla niej kłopotliwe, co zapewne z autopsji zna niejedna kobieta.  Któraż z nas szukając czegoś na dnie  torebki nigdy nie musiała wysypać z niej całej zawartości? Począwszy od chusteczek higienicznych (nie zawsze jednorazowego użytku), pojedynczych tabletek nie wiadomo od bólu czego, połamanych lub niepiszących długopisów, po zapałki, starą szminkę bez osłonki, puderniczkę, która już się nie zamyka, stare paragony, itp., itd.  Zawsze więc jakiś problem z torebką „się ma”.
Jeden z rozdziałów książki poświęcony jest codziennemu dbaniu o siebie, a w zasadzie dbaniu o tzw. „stan istniejący”. Ile czasu zajmuje nam codzienne mycie włosów? I układanie ich? Godzinę, mniej? A ile wydajemy na ich farbowanie? Ile mamy na półce w łazience balsamów i kremów, które w cudowny sposób mają nadać/przywrócić/zostawić blask naszej skóry, jej sprężystość i gładkość? A jak głęboka jest nasza wiara w cudowność tych specyfików, nierzadko za ciężkie pieniądze? Nora Ephron podsumowała te wszystkie wysiłki w sposób nie pozostawiający złudzeń – marnujemy czas i pieniądze, bo natury nie da się oszukać, ale z drugiej strony zaprzestanie tych codziennych przedsięwzięć w bardzo szybkim tempie zaowocuje szorstką skórą, przesuszonymi włosami, zarośniętymi tu i ówdzie partiami ciała, odrostami, itd.
Poza tym w książce możemy poczytać w podobnym ironicznym i złośliwym tonie o świadomym rodzicielstwie, gotowaniu, przeprowadzkach, Nowym Yorku, romansach, odchudzaniu, stażu w Białym Domu, miłościach i zdradach. To książka o życiu, i o nas - o kobietach.
Jest w tym zwykłym i niepozornym z wyglądu tekście jeszcze coś, co mnie akurat wyjątkowo poruszyło. O książkach, które nas zachwycają, uderzają w czuły punkt naszej duszy, które tkwią w nas długo (niektóre na zawsze) i zmieniają nasze życie. Dla autorki taką książką był m.in. „Złoty notes” Doris Lesing. W naszej bibliotece już ją kiedyś widziałam, więc Nora tylko mnie zachęciła do czytania. Jeśli i mnie poruszy – na pewno o niej dla Was napiszę.

Rady Nory Ephron (niektóre):
- nie wychodź za mąż za mężczyznę, z którym nie chciałabyś być rozwiedziona,
- to wszystko, co w wieku 35 lat uważasz w sobie za nieudane, 10 lat później będziesz wspominać z łezką w oku,
- jeżeli buty, które mierzysz w sklepie są niewygodne, to nigdy wygodne nie będą,
- jeśli masz nastoletnie dziecko w domu, to kup sobie psa, żeby na twój widok ktoś się cieszył. 
 10) „Nie opuszczaj mnie”

„Miłość uczyniła z nich ludzi….”

Takim zdaniem reklamowano film nakręcony na podstawie książki Kazuo Ishiguro pt. „Nie opuszczaj mnie”. Za tę książkę pisarz znalazł się w gronie sześciu finalistów Nagrody Bookera*.
Głównymi bohaterami powieści (i filmuJ) są Kathy, Tommy i Ruth, uczniowie Hailsham - elitarnej szkoły z internatem, gdzieś na angielskiej prowincji. Główny nacisk kładzie się tutaj na rozwój twórczej wyobraźni i umiejętności artystycznych, a najlepsze prace plastyczne trafiają do tzw. Galerii, którą zarządza Madame. Na zewnątrz szkoła nie różni się niczym od wielu innych angielskich szkół, dzieci się w niej uczą, nawiązują przyjaźnie, pierwsze miłości, mają marzenia. Jednak to tylko pozory. Stopniowo dowiadujemy się, że Hailsham jest inne, że coś tu nie pasuje, zwłaszcza jak nauczyciele podkreślają, że „uczniowie Hailsham są wyjątkowi”, że muszą specjalnie o siebie dbać, że nie wolno im robić wielu rzeczy, a zwłaszcza przekraczać granic szkoły. Poza tym uczniowie nigdy nie wspominają o swoich domach, o rodzicach, o wyjazdach na wakacje czy ferie.   
Zarówno film jak i książka powoli odkrywają swoje tajemnice za sprawą Katy H. To ona jest narratorką, to z jej perspektywy widzimy szkolne lata trójki przyjaciół, jak i potem ich krótkie, dorosłe życie. Rozsmakowujemy się powoli w angielskim klimacie, tamtejszych krajobrazach, jakimś trudnym do opisania smutku, tęsknocie i ledwo wyczuwalnej grozie sytuacji. Nastrój filmu podkreśla wspaniała muzyka Rachel Portman (stworzyła muzykę m.in. do filmów „Szare ogrody”, „Czekolada”, które gorąco polecam!).*
Przez całą książkę usiłowałam zrozumieć, jak to możliwe, że bohaterowie nie próbowali protestować przeciw narzuconemu im przez kogoś przeznaczeniu. Że całe życie byli posłuszni, grzeczni, że ich los musiał się wypełnić… I nie wiem, czy prawdę poznałam i czy Państwo tę prawdę odkryjecie.
Książka w przerażający sposób pokazuje, jak może wyglądać nasze życie za kilka, kilkanaście lat. Kiedy być może nie będzie tylu chorób, kalectw i nieszczęść z tym związanych, ale jednocześnie, że ktoś za to zapłaci. Być może swoim życiem. I że miłość nie zawsze wystarczy, żeby udowodnić, że jest się człowiekiem….

* Nagroda Bookera -  najbardziej prestiżowa nagroda literacka w Wielkiej Brytanii, przyznawana za najlepszą powieść angielskojęzyczną z ostatniego roku; znalezienie się w gronie finalistów jest już wielką nobilitacją dla autora.
* Godna polecenia jest również gra aktorska Carey Mulligan (Kathy), Kiry Knigthley (Ruth) i Andrew Garfielda (Tommy).


9) Definicja miłości


Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości
Paulo Coelho – „Alchemik”

Lato w pełni od dawna. Latem wszystko wygląda inaczej – ranek nie jest tak dotkliwy jak zimą, śpiewają ptaki, mniej ubrań można na siebie włożyć. Cieszą się ręce, stopy i włosy. Kolorowy lakier, zwiewna sukienka, kapelusz i okulary oraz obowiązkowo - lektura na plażę. A w myślach……marzenia o miłości.
Co to jest miłość? Nikt nie zna jej definicji, ale każdy wie, przeczuwa, że można ją znaleźć i poczuć się w pełni szczęśliwym. Jak pisze w swojej książeczce Thomas Romanus człowiek powinien cieszyć się swoim życiem nie czekając na wielkie szczęście. Tajemnica tkwi nie w tym, co mamy, lecz w tym, kim jesteśmy i co rozumiemy poprzez dawanie innym czegoś od siebie. Szczęście jest możliwe wtedy, kiedy człowiek nie czeka na cud, lecz liczy się z niespodziankami, jakie może sprawić mu życie. Wszyscy żyjemy we wzajemnych relacjach, wystarczy, że usłyszymy kilka dobrych słów, abyśmy mogli lepiej się poczuć. Jeśli podzielimy się radością jaka jest w nas z innymi, zyskamy nie tylko dobre samopoczucie, ale i staniemy się lepszymi ludźmi. Znalezienie prawdziwej miłości pozwala na poczucie w sobie siły i odwagi. Niech ta odwaga wypełni nas i pozwoli zbliżyć się do drugiego człowieka i zaufać mu w pełni.
Wszystkim osobom będącym na urlopie lub też czekającym na niego, życzę miłości i szczęścia, gdyż jak pisze Thomas Romanus „Nie ma drogi do szczęścia, jest tylko szczęście na drodze”.

***
bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno

chłód wieje z przestrzeni

kiedy myślę
jaka ona duża
i jaka ja

to mi trzeba
twoich dwóch ramion zamkniętych
dwóch promieni wszechświata
Halina Poświatowska


„Miłość”

Jest czekaniem
na niebieski mrok
na zieloność traw
na pieszczotę rzęs

Czekaniem
na kroki
szelesty
listy
na pukanie do drzwi

Czekaniem
na spełnienie
trwanie
zrozumienie

Czekaniem
na potwierdzenie
na krzyk protestu

Czekaniem
na sen
na świt
na koniec świata

Małgorzata Hillar




Planety, co krążą w przestrzeniach
Po drogach nieskończoności,
Są one dla mnie w marzeniach
Oczami mojej miłości.
Adam Asnyk

„Ogród”


Gdy wiosna zaświta,
jest w ogrodzie raz ciemniej, raz jaśniej.
Wciąż coś zakwita, przekwita.
Wczoraj kwitło moje serce. Dziś jaśmin

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

 

„Miłość”


To było jak
objawienie
to było jak
sen

Włosy i rzęsy
spowił len

Wszystko stało się
jasne
przeszłość odeszła
w cień

To było
objawienie

To był sen

Joanna Jankowska


Ulotny świat białej rosy
iskry ognia, sny –
wszystko to trwa długo
w porównaniu z miłością

Izumi Shikibu




8) „Żółte oczy krokodyla”

Może ktoś mi zarzuci, że preferuję literaturę wybitnie kobiecą, ale w końcu jestem kobietą J i najlepiej czyta mi się właśnie takie książki, które zgłębiają naszą naturę, albo też z kobiecej perspektywy pokazują świat. Zbliża się Dzień Kobiet i myślę, że taka lektura przypadnie do gustu wielu z nas.
Proponuję Paniom sięgnięcie po bestseller francuskiej pisarki Katherine Pancol „Żółte oczy krokodyla”. Jest to opowieść nie tylko o dwóch siostrach i ich rodzinach, ale także o tym, jakie niespodzianki szykuje nam życie, jak los może się od nas odwrócić lub przeciwnie – jak może zacząć nam sprzyjać.
Iris to piękna, utalentowana i bogata kobieta, która ma wszystko – urodę, pieniądze, męża i syna. To wszystko, czym obdarzył ją los nie wystarcza jednak na tyle, żeby wciąż cieszyła się życiem. W codzienność Iris powoli wkrada się nuda, apatia i obawa, że nic jej już nie wzruszy, nie zadowoli i nie będzie ekscytować, a mąż odejdzie w siną dal. Na kolejnym - śmiertelnie nudnym - spotkaniu towarzyskim, Iris rzuca uwagę, że pracuje nad książką, w dodatku historyczną, której akcja toczy się w XII wieku.
Siostra Iris -  Joséphine, mieszka na przedmieściach Paryża, ma dwie córki i męża, który właśnie stracił pracę. Joséphine uważa siebie za brzydką, grubą i niezbyt rozgarniętą kobietę, mimo, że ukończyła studia historyczne – jej pasją jest XII wiek. Nieraz myśli, że to właśnie w tamtym okresie dziejów powinna się była urodzić, tak nie pasuje do dzisiejszych czasów. Jej świat wywraca się do góry nogami, gdy się okazuje, że mąż ma kochankę. Joséphine postanawia więc rozpocząć życie na nowo, już bez męża, ale za to z problemami finansowymi, kłopotami z dziećmi i z wiecznie czepiającą się jej wyborów matką.
Pewnego dnia Iris, przyciśnięta do muru przez potencjalnego wydawcę, prosi siostrę o przysługę – Joséphine ma napisać książkę i zgarnąć za nią pieniądze, ale to Iris ma figurować jako autorka i pomysłodawca powieści. Oczywiście, Iris jako ta piękniejsza i bardziej fotogeniczna siostra, ma też brać udział w promocji książki, opowiadać o niej w mediach i zbierać wszystkie laury.
Czy rzeczywiście Joséphine zgodzi się na taki układ ze względów finansowych? Kto na tym zyska, a kto straci i kto zginie na fermie krokodyli w Kenii, dowiedzą się Panie z książki.J

Ps. Dla tych, którym książka się spodoba, mam dobrą wiadomość – jest II część pt. „Wolny walc żółwi”

7) Jesienne, zamglone haiku*

„Dokąd zmierzasz,
Mały pielgrzymie?
Tam, gdzie wieją jesienne wichry”

Issa


Jesień z oknem stała się oczywistością - zamgloną, nostalgiczną i pełną magii. Delikatne pasma babiego lata wplątują się we włosy i liście, gnane szalonym wiatrem. Jednak te jesienne, złote dni sprzyjają zamyśleniu, zatrzymaniu się, sięgnięciu po książkę, która ten nastrój podtrzyma. Chciałam dziś zachęcić Państwa do czytania wierszy. Niekoniecznie tych długich, zdawałoby się nie mających końca, ale tych krótkich, które w skondensowany sposób potrafią opisać i zatrzymać chwile i emocje.  Haiku i nieco dłuższe formy poetyckie w wyjątkowy sposób potrafią oddać nastrój chwili, tej radosnej, jak i wypełnionej smutkiem i  tęsknotą.
Issa, ostatni wybitny twórca haiku (1763 - 1826), w tłumaczeniu Czesława Miłosza, tak pisał:

„Dzisiaj i ty
Jesteś goły,
Jesienny księżycu.”

„Dobry świat: rosa
Kapie po kropli,
Po dwie.”

„Nie płaczcie, owady –
Kochankowie – gwiazdy
Też muszą się rozstać.”

„Świat rozpaczy i bólu.
Kwiaty kwitną
Nawet wtedy.”

O jesieni i uczuciach, w dłuższej formie, przepięknie pisała także japońska poetka - Izumi Shikibu:

„Jakiego koloru
jest ten jesienny wiatr
Czuję, że może poplamić
me ciało swoim powiewem”

„Zbłąkany wiatr
niczym zeszłej jesieni
tylko krople łez na rękawie
są świeże”

„Światło księżyca
rozlewa się poprzez drzewa
moje serce
wypełnia się po brzegi
jesienią.”

„Dokąd tak spieszysz się?
Przecież zobaczysz
ten sam księżyc wieczorem
gdziekolwiek pójdziesz.”


Inna japońska poetka - Ono no Komachi - w ten sposób opisywała świat i jego tęsknoty:

„Ten porzucony dom
błyszczący w górskiej wiosce –
ileż nocy jesienny księżyc
spędził tutaj?”

„Smutne to że wciąż jeszcze
spodziewam się ujrzeć Ciebie
nawet teraz
gdy moje życie jest niczym łodyga zboża
na jesiennym wietrze.”

„Choć nie ma chwili
bym nie tęskniła
jak dziwnie
jesienny półmrok
przenika mnie.”


Na koniec zostawiam przykład współczesnego haiku, również w tłumaczeniu Czesława Miłosza:

Odeszła -
Waza dzikich astrów
Na stole w kuchni.
Richard Crist

Wiosłując
Z mgły
W jaskrawe kolory.
Larry Gates

Słońce i księżyc
W tym samym niebie.
Drobna dłoń mojej żony.
Gary Hotham

Przez małe dziurki
W skrzynce do listów
Promień słońca na niebieskim znaczku.
Cor Van Den Heuvel


*Haiku- miniaturowa japońska forma poetycka reprezentatywna dla okresu Edo (1603-1868), będąca próbą zapisania chwili, teraźniejszości. Klasyczne japońskie haiku składa się z 17 sylab i zawiera trzy wersy (po 5, 7 i 5 sylab), ale poeci piszący w innych językach, ze względu na ich odmienną budowę, często nie stosują japońskiego metrum, zachowując jednak ducha tej sztuki.


6) „Jedz, módl się, kochaj”

Główną bohaterką i zarazem autorką książki „Jedz, módl się, kochaj” jest Elizabeth Gilbert – dziennikarka, pisarka, podróżniczka. Elizabeth miała wszystko to, o czym zazwyczaj marzą kobiety – dobrego, kochającego męża, wspaniały dom i satysfakcjonującą pracę. I plany dotyczące macierzyństwa. Nie powinna mieć pretensji do losu, a jednak dotychczasowe życie przestało jej wystarczać. Pewnej nocy obudziła się w swoim apartamencie na przedmieściach Nowego Yorku, by kolejną noc z rzędu ukryć się w łazience i płakać. Tej nocy uzmysłowiła sobie, że nie chce już swojego małżeństwa, ani tego pięknego mieszkania, nie chce też dziecka. Klęcząc na podłodze zaczęła się modlić do Boga, szukając odpowiedzi na pytanie, co ma dalej zrobić. Mimo, że nie otrzymała konkretnej odpowiedzi, wiedziała, że tak dłużej nie może być. Po 8 miesiącach rozwiodła się z mężem, a rozwód był jednym z najgorszych przeżyć w jej życiu. Przypłaciła go depresją, załamaniem nerwowym i kolejnymi nieprzespanymi nocami. Na całą tę sytuację nie pomógł nawet romans z młodym aktorem i pisarzem, Dawidem. Ale paradoksalnie, to dzięki niemu udało jej się wrócić do realnego świata. To u Dawida po raz pierwszy zobaczyła zdjęcie hinduskiej guru i postanowiła spotkać się z nią. Przedtem jednak wyjechała na Bali w związku ze zleceniem z pewnego wydawnictwa. Tam poznała starego szamana, który jej przepowiedział, że będzie miała jedno dziecko i że wróci na Bali, żeby uczyć go języka angielskiego.
Elizabeth postanowiła więc uporządkować wszystko i poszukać równowagi w swoim życiu, odbywając podróż do trzech krajów na „I” – Italii, Indii i Indonezji. W każdym z tych krajów spędziła po 4 miesiące. Podróż, którą odbyła, na zawsze zmieniła jej życie. 
Opis każdego z miejsc, w których była, jest pełen smaków i zapachów. Nieomal czuć włoską pizzę, makaron Bolognese czy też świeże, pachnące cappuccino. Elizabeth poznaje nowych przyjaciół i poznaje samą siebie. Pomaga innym, ale i jej pomagają.
Polecam gorąco tę powieść. Mimo wielu przykrych zdarzeń, jakie spotkały Elizabeth, książka jest pełna optymizmu. Daje nam wiarę w to, że w życiu można wszystko zmienić, jeśli się tylko chce. Że można odnaleźć siebie na nowo. I na nowo poukładać swoje życie.
„Jedz, módl się, kochaj” doczekało się ekranizacji w 2010 roku. W rolę Elizabeth wcieliła się Julia Roberts i myślę, że to był trafny wybór. Film również polecam, chociażby ze względu na wspaniałe krajobrazy. 


5) “Modlitwa żaby” Anthony de Mello

Kilka lat temu zupełnie przypadkowo trafiłam na „Modlitwę żaby” Anthonego de Mello. Ten zbiór opowiastek pochodzących z różnych kultur
i religii wywarł na mnie ogromne wrażenie, sprawił, że zaczęłam inaczej patrzeć na otaczający mnie świat. Zaczęłam dostrzegać ulotne rzeczy, sprawy, zjawiska. Nawet przyroda wydawała mi się inna, gdy spojrzałam na nią oczami tego hinduskiego jezuity. O Bogu też zaczęłam inaczej myśleć. Prościej, z większą ufnością, wiarą i przekonaniem, że jest On w każdym z nas. Gdy sięgam po książki de Mello moje myśli wędrują ku niebu, wypełnia mnie trudna do opisania nostalgia, tęsknota za osiągnięciem doskonałości i poznaniem Prawdy.
Anthony de Mello był także psychoterapeutą, mistykiem, przewodnikiem duchowym, którego książki zostały skrytykowane przez Kościół Katolicki za to, że zawarte w nich poglądy za bardzo odbiegają od doktryny katolickiej  w stronę religii Wschodu i panteizmu (utożsamiającego boga ze światem, rozumianym jako przyroda).[1] Jednak dla mnie przypowieści, anegdoty czy bajki zawarte m.in. w „Modlitwie żaby” czy „Minucie mądrości” burzą schematy myślowe, zmuszają do zastanowienia się nad codziennością pod zupełnie innym kątem niż dotychczas i dlatego są tak pociągającą lekturą.
Anthony de Mello był utalentowanym mówcą, kierował centrum kształcenia przewodników duchowych, prowadził zajęcia i kursy z zakresu medytacji. Po jego śmierci  opublikowano „Przebudzenie” i „Wezwanie do miłości” – to zbiory konferencji rekolekcyjnych, zebranych przez przyjaciół.[2]
Żeby zachęcić Państwa do czytania przytoczę kilka przypowieści ze zbiorów, o których wspomniałam wyżej.
BIJĄCY BRAWA ANIOŁ - Według starodawnej legendy, kiedy Bóg stwarzał świat, zwróciło się do niego czterech aniołów. Pierwszy powiedział: „Jak ty to robisz?” Drugi:, „Czemu to robisz?”, trzeci: Czy mogę w czymś pomóc?” Czwarty: „Ile to jest warte?” Pierwszy był naukowcem; drugi filozofem; trzeci altruistą, a czwarty, pośrednikiem w handlu nieruchomościami. Piąty anioł przyglądał się w zadziwieniu i bił brawo z bezmiernego zachwytu. Ten był mistykiem.
BÓG I CIASTKA - Matka: „Czy wiedziałeś, że Bóg był obecny, kiedy ukradłeś to ciastko z kuchni?” „Tak”. „I że cały czas na ciebie patrzył?” „Tak”. „I jak myślisz, co do ciebie mówił?” „Mówił: Nie ma tu nikogo oprócz nas dwóch - weź dwa”.
DOKTOR WIE LEPIEJ - Wiara w autorytety zagraża postrzeganiu: Lekarz pochylił się nad postacią leżącą bez życia w łóżku. Potem wyprostował się i powiedział: „Przykro mi to mówić, ale pani męża nie ma już wśród nas, moja droga”. Słaby głos protestu doszedł od postaci leżącej bez życia w łóżku: „Nie, ja jeszcze żyję”. „Nie odzywaj się”, powiedziała kobieta. „Pan doktor wie lepiej od ciebie”.
SIEDZENIE NA OGRODZENIU Z DRUTU - Młody naukowiec chwalił się w obecności guru osiągnięciami współczesnej nauki. Potrafimy latać, jak ptaki”, mówił. Potrafimy robić to, co ptaki potrafią!” „Oprócz siedzenia na ogrodzeniu z drutu kolczastego”, powiedział guru.
AKORDEONISTA Lekarz dokładnie zbadał pacjenta i powiedział: „Miał pan zapalenie płuc- Jest Pan muzykiem, prawda?” „Tak”, odparł zdziwiony mężczyzna. „I gra pan na instrumencie dętym!” „Zgadza się. Skąd pan wiedział?” „Bardzo proste, mój drogi panie! Jest wyraźne przemęczenie płuc i krtań jest zaczerwieniona, bez wątpienia z powodu silnego ciśnienia. Proszę mi powiedzieć, na jakim instrumencie pan gra?' „Na akordeonie”. Niebezpieczeństwo nieomylności.
JASNOŚĆ - Nie szukajcie Boga - rzekł Mistrz. - Po prostu patrzcie, a wszystko się wam objawi. - Ale jak mamy patrzeć? - Za każdym razem, kiedy patrzycie na cokolwiek, starajcie się widzieć tylko to, co jest, i nic innego. Uczniowie byli wyraźnie zdezorientowani, więc Mistrz wyłożył to prościej: - Na przykład, kiedy spoglądacie na księżyc, starajcie się widzieć jedynie księżyc i nic ponadto. - A cóż innego oprócz księżyca można widzieć, kiedy się na niego patrzy? - Człowiek głodny mógłby zobaczyć krąg sera. Zakochany - twarz ukochanej osoby.
ZŁUDZENIE - Jak mógłbym osiągnąć życie wieczne? - Życie wieczne jest teraz. Wejdź w teraźniejszość. - Ależ czy ja nie jestem obecny w teraźniejszości? Nie. - Dlaczego? Dlatego że nie zerwałeś z twoją przeszłością. - Dlaczego miałbym się rozstawać z moją przeszłością? Nie wszystko w niej było złe. - Z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa.
POSTĘP - Młody człowiek roztrwonił cały odziedziczony majątek. Kiedy został bez grosza, odkrył również, jak zwykle w takich wypadkach, że opuścili go przyjaciele. Nie wiedząc, co dalej robić, udał się do Mistrza i zapytał go: - Co się stanie ze mną? Nie mam pieniędzy ani przyjaciół. - Nie martw się, synu. Zapamiętaj sobie moje słowa: wszystko znów będzie dobrze. W oczach młodego człowieka błysnął promień nadziei. - Czy znów będę bogaty? - Nie. Przyzwyczaisz się do tego, że będziesz sam i bez grosza.
SZCZĘŚCIE - Potrzebuję pomocy - natychmiast - inaczej oszaleję! Mieszkamy w małym pokoju - moja żona, moje dzieci i moi teściowie. Jesteśmy na granicy wytrzymałości, krzyczymy i wrzeszczymy na siebie. Ten pokój - to piekło! - Czy obiecujesz, że spełnisz wszystko, co ci polecę - powiedział Mistrz z wielką powagą. - Przysięgam, że spełnię wszystko. Doskonale. Ile macie zwierząt? - Krowę, kozę i sześć kur. ? Wprowadź je wszystkie do waszego pokoju. I przyjdź do mnie za tydzień. Uczeń przeraził się, ale przecież obiecał być posłusznym. Wprowadził zwierzęta do pokoju. Wrócił po tygodniu, w stanie godnym politowania, i skarżył się: - Jestem kłębkiem nerwów. Ten brud, smród i hałas! Wkrótce chyba wszyscy postradamy zmysły! - Wracaj do domu - powiedział Mistrz - i wyprowadź zwierzęta z pokoju. Człowiek pobiegł szybko do domu. Następnego dnia wrócił, promieniejąc z radości. - Jak cudowne jest życie! Wyprowadziliśmy zwierzęta. Nasz dom stał się rajem. Co za spokój, jak czysto i ile przestrzeni mamy dla siebie!
UCIECZKA - Mistrz już za życia stał się legendą. Opowiadano, że pewnego razu Bóg szukał jego rady: - Chciałbym zabawić się z ludźmi w chowanego. Pytałem aniołów, jakie jest najlepsze miejsce na kryjówkę. Jedni mówią, że głębie oceanu. Inni, że szczyt najwyższej góry. Jeszcze inni, że niewidoczna strona tarczy księżyca lub któraś z odległych gwiazd. A co ty mi radzisz? Mistrz odpowiedział: - Ukryj się w ludzkim sercu. To ostatnie miejsce, o którym pomyślą.


 4) „Godziny”

Dzisiaj napiszę Państwu o filmie nakręconym na podstawie książki Michaela Cunninghama, a w reżyserii Stephena Daldry pod tytułem „Godziny” („The Hours”). Ze wspaniałymi rolami Nicole Kidman, Julianne Moore i Meryl Streep. Myślę, że już sama obsada stanowi zachętę do obejrzenia tego filmu.
„Godziny” urzekły mnie od pierwszych scen i to chyba najpierw wspaniałą muzyką Philipa Glassa, a dopiero potem swoją atmosferą, stopniowo narastającym napięciem i nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że jest to film akcjiJ, bo nie jest i myślę też, że nie każdemu przypadnie do gustu jego psychologiczna osnowa i próba zagłębienia się w naturę kobiecej duszy.
Jest to film o kobietach, które pozornie wiodą szczęśliwe życie, które w codzienności próbują odnaleźć siebie i swój cel. Które - jak się okazuje -  żyją nie tak jakby chciały, ale tak jak inni tego oczekują.
Film otwiera scena zbierającej kamienie i wchodzącej do rzeki Virginii Woolf, angielskiej pisarki, pracującej właśnie nad książką pt. „Pani Dalloway”. Virginia, po pobycie w szpitalu w związku z chorobą psychiczną, próbuje funkcjonować w wiejskiej posiadłości, pod okiem kochającego męża. Narastająca w niej depresja powoduje, że nie jest w stanie sprostać wymaganiom otoczenia i siebie samej i wybiera inną drogę.
Kolejną bohaterką jest Laura Brown (Julianne Moore), przykładna żona i matka, która oczekując swego drugiego dziecka czyta „Panią Dalloway”. Planuje też przyjęcie urodzinowe dla męża, mimo że upieczenie ciasta nie należy do jej ulubionych zajęć. Laura pozornie jest szczęśliwa, ale tak naprawdę nie umie (nie chce?) być wzorową panią domu.
Clarissa Vaughan (Meryl Streep) pracuje w wydawnictwie, jest kobietą wyzwoloną, niezależną finansowo, żyjącą od kilku lat z kobietą. Jej świat kręci się jednak wokół umierającego na AIDS pisarza, jej wielkiej (jedynej?) miłości. Richard (Ed Harris) otrzymuje nagrodę literacką, a Clarissa (nazwana przez niego panią Dalloway) organizuje z tej okazji przyjęcie dla znajomych i przyjaciół. Te plany przerywa jednak tragiczne wydarzenie…
Książka „Pani Dalloway” Virginii Woolf (którą gra ucharakteryzowana nie do poznania Nicole Kidman) łączy wszystkie trzy bohaterki, żyjące w różnych epokach. Mimo, że ich codzienność osadzona jest w innych realiach, ich emocje, przeżycia i uczucia są te same. Pod maską obojętności, chłodu i konwenansów kryją się głębokie namiętności, pasje, prawdziwe odczucia. Próby zerwania ze sztucznością i udawaniem i życie zgodne z własnym „ja” wiążą się jednak z bólem, odtrąceniem i niezrozumieniem otoczenia. Dla niektórych więc jedynym wyjściem wydaje się samobójstwo…
Polecam ten film, co prawda trudny w odbiorze, nie będący obrazem lekkim, łatwym i przyjemnym, ale zmuszającym do refleksji, do przemyślenia, czego tak naprawdę chcemy w życiu. Czy żyjemy w zgodzie ze sobą czy według czyichś reguł i  wyobrażeń. Czy odnajdujemy sens w codziennych zmaganiach czy też potrzeba nam czegoś więcej.
Powtarzający się muzyczny motyw jak klamra spina wydarzenia i buduje nastrój, któremu poddajemy się niespiesznie, bo przecież godziny mijają powoli.


3) „Gdybyś mnie teraz zobaczył” i „Cedry pod śniegiem”

Podążać za marzeniami nie jest łatwo. Marzenia są nierealne i rzadko można je spełnić, więc nie ma sensu marzyć o czymkolwiek…… Tak myślała bohaterka książki Cecelii Ahern „Gdybyś mnie teraz zobaczył”.
Elizabeth Egan nie miała łatwego życia – matka zostawiła rodzinę kilkanaście lat temu, ojciec nie umiał znaleźć z nią wspólnego języka, a młodsza siostra wciąż przysparzała kłopotów i to nie małego kalibru, np. zostawiając Elizabeth synka na wychowanie. Gdzie w takiej sytuacji znaleźć miejsce i czas na przyjemności, na poukładanie własnego życia, gdy trzeba się zając cudzym, być na każde zawołanie, gdy siostra znów wpadnie w tarapaty, a siostrzeniec wymyśli sobie przyjaciela Ivana. Przyjaciela, którego widzi tylko on…
Pewnego dnia poukładana codzienność, zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach, zaczyna się zmieniać, gdy Elizabeth też zaczyna widzieć Ivana, jak się okazuje wcale nie małego chłopca, ale przystojnego mężczyznę, zresztą w niebieskich adidasachJ. Ivan rozumie wszystkie rozterki Elizabeth, potrafi ją  wysłuchać, pocieszyć, rozśmieszyć, ale i namówić do wielu szalonych rzeczy, których dotąd nie robiła, np. biegać po łące i łapać dmuchawce. Albo zmienić wreszcie standardowy „mundurek” do pracy na mniej zobowiązujący strój. Pod wpływem Ivana Elizabeth nie tylko się zmienia, poznaje bolesną przeszłość, której do tej pory nie dopuszczała do swojej świadomości, ale i otwiera się na miłość…. Czy Elizabeth kiedykolwiek się dowie, kim był Ivan i skąd się wziął? Jak się potoczyły dalsze losy całej rodziny, dowiemy się sięgając po tę książkę. Polecam ją zwłaszcza Paniom, gdyż jest pełna ciepła, specyficznego nastroju, dająca nadzieję na lepszą przyszłość. Jeśli ktoś lubi bujać w obłokach i zapomnieć o codzienności, ta książka jest dla Niego. 
A dla tych, którym romanse z wymyślonym bohaterem w tle nie przypadają do gustu polecam książkę i film pt. „Cedry pod śniegiem”. Akcja tej książki (i filmu oczywiścieJ) toczy się na przestrzeni wielu lat, zahaczając o II wojnę światową, atak Japończyków na Pearl Harbor oraz powojenne losy ludzi zamieszkujących małą amerykańską wyspę San Piedro na Pacyfiku. Główny wątek, wokół którego toczy się akcja, dotyczy sprawy o morderstwo - młody japoński rybak Kabuo Miyamoto jest posądzony o zamordowanie kolegi podczas połowu ryb. Poza wszelkimi dowodami, że tę zbrodnię popełnił właśnie on, do głosu dochodzą uprzedzenia mające swoje źródło w przeszłości, w ataku Japończyków na Pearl Harbor. Relację z przebiegu procesu przedstawia młody amerykański dziennikarz Ishmael Chambers (w filmie gra go Ethan Hawke), i to jego oczami widzimy opowiadaną historię.
W tej książce znajdziemy wszystko: wspomniane morderstwo, gorący romans młodej Japonki i amerykańskiego chłopca, oszustwo i zdradę. Losy wszystkich osób są nierozerwalnie związane z ziemią i plantacją truskawek.
Autor powieści David Guterson wspaniale oddał klimat wysepki, nieomal czułam zapach i smak truskawek, zapach cedrów, oceanu i podmuchy wiatru, niosącego piasek w obozie dla deportowanych Japończyków. Napięcie narasta powoli, i do końca nie wiadomo, kto odegrał kluczową rolę w wyjaśnieniu morderstwa.
Na zimowe, ciemne popołudnia i wieczory gorąco polecam tę książkę!


             2)„Życie i twórczość Leni Riefenstahl”


Nigdy specjalnie nie przepadałam za biografiami, ale w minione wakacje przeczytałam dwie, i może przekonam się do tej formy opisu czyjegoś życia…
Chciałam gorąco polecić książkę Stevena Bacha „Życie i twórczość Leni Riefenstahl”. To nazwisko nic pewnie Państwu nie mówi, więc tym bardziej chciałam przybliżyć sylwetkę tej wybitnej niemieckiej reżyserki i fotografki. Może ktoś stwierdzić, że cóż takiego niezwykłego jest w opisie życia reżysera filmowego, ale już na wstępie chciałam powiedzieć, że ten wybitny reżyser związany był wręcz nierozerwalnie z III Rzeszą i nazistami. Do końca życia wypominano reżyserce ten „związek” i ekscytowano się domniemanym (a może i prawdziwym) romansem z Hitlerem.
Leni Riefenstahl (tak naprawdę Berta Helene Amalie „Leni” Riefenstahl) urodziła się w 1902 roku na przedmieściach Berlina. Berlin w bardzo szybkim tempie rozrastał się i stawał nowoczesnym miastem, w którym było miejsce dla wielu osób, zwłaszcza żądnych uciech, sławy, pieniędzy i rozgłosu. Było w nim również miejsce dla pięknych, wyemancypowanych i ambitnych kobiet, do których Leni z pewnością należała. Początkowo swoją karierę rozpoczęła jako aktorka i tancerka, marząc o występach na scenie już od najmłodszych lat. Mimo sprzeciwów surowego i sztywnego ojca, ale przy aprobacie matki Berthy, Leni rozpoczęła naukę w szkole tańca, debiutując w 1923 roku w Tonhalle w centrum Monachium. Dobrze rozpoczęta kariera tancerki zakończyła się dość szybko przez kontuzję kolana, a poza tym sama Leni uznała, że po przerwie spowodowanej kontuzją nie robi już postępów w tańcu, więc czekała na coś, co nada nowy sens jej życiu. Zobaczyła wtedy przypadkiem film „Góra przeznaczenia”, tzw. film górski, oferujący widzom efektowne zdjęcia pejzaży górskich i  wyćwiczonych narciarzy i alpinistów. Film wywarł na Leni tak wielkie wrażenie, że postanowiła poznać reżysera Arnolda Fancka osobiście. I mówiąc: „Muszę poznać tego człowieka” - postawiła na swoim. Niedługo potem wystąpiła w jego filmie „Święta góra” – melodramacie z „pretensjami do dramatu”. Po tym filmie było jeszcze kilka następnych, w których Leni pokazała swoją siłę, wytrzymałość na trudy realizacji, i gotowość do poświęceń w imię „wyższych celów.” Pokazała też, że potrafi odnaleźć się, a nawet dominować, w męskim towarzystwie. Potrafiła wzbudzić zachwyt nad sobą w wielu mężczyznach i wykorzystać ich do swoich celów, a potem porzucić. Leni była typem zdobywcy, i to, co chciała mieć – zazwyczaj zdobywała. Czy przez manipulację, zdradę czy też kłamstwo.
„Nawet mi przez myśl nie przeszło, że kiedyś zostanę reżyserką”, tak mówiła po latach, ale całe jej dotychczasowe życie i kariera pchało ją właśnie w tę stronę. Jej debiut reżyserski „Błękitne światło-legenda Dolomitów”, w którym sama zagrała główną rolę, okazał się w sukcesem, ale to nie ten film uczynił z Leni legendę kina.
W 1932 roku odbył się wiec Hitlera w gigantycznym Sportpalast w Berlinie. Przemówienie Hitlera tak wstrząsnęło Leni, że doznała nieomal apokaliptycznej wizji. Postanowiła poznać „tego człowieka” i napisała do niego list. Już po kilku dniach, w asyście nazistów wysokiego szczebla, pojechała na spotkanie z Hitlerem, który powiedział: „Jak dojdziemy do władzy, pani będzie robiła moje filmy”.  
Hitler w 1933 roku został kanclerzem Rzeszy. W oszałamiającym wręcz tempie powstrzymano opozycję, ograniczono wolność jednostek, wolność prasy, wolność zebrań; palono książki, rozpoczął się bojkot Żydów. A potem nadeszła Noc Kryształowa, pierwsze obozy koncentracyjne, a wreszcie wybuch II wojny światowej.
Leni Riefenstahl utrzymywała zawsze, że była nieświadoma tego, co się naprawdę działo w Niemczech. W najważniejszych momentach historii - jak utrzymywała - zazwyczaj akurat nie było jej w kraju, bo kręciła kolejny film. Przez całe swoje życie tak potrafiła manipulować faktami, żeby wszystko ułożyło się po jej myśli i na jej korzyść.
Leni rozpoczęła swój triumfalny pochód w stronę wielkiego sukcesu filmami o zjeździe partii nazistowskiej w Norymberdze: w 1933 roku – „Zwycięstwo wiary” i w 1934 roku - „Triumf woli”. Zwłaszcza ten drugi film, gloryfikujący nazistów i Hitlera, uznawany jest za wybitne dzieło propagandowe. Praca nad tymi filmami, nowatorstwo zdjęć i montażu, wspaniałe ujęcia, stopniowanie dramaturgii, kilometry zużytej taśmy, godziny montażu, świadczą o wielkim zaangażowaniu Leni w swoje dzieła. „Triumf woli” wyświetlano w kinach, kościołach, salkach gimnastycznych w szkołach, a koszty produkcji zwróciły się dwa miesiące po wejściu na ekrany. Trzeci film norymberski „Dzień wolności” Leni nakręciła w 1935 roku. Film ten pokazuje odrodzenie potęgi militarnej Niemiec, a jego centralne miejsce zajmuje przemówienie Hitlera – „najpiękniejsza mowa Fürera” zdaniem reżyserki.
Filmy norymberskie miały „oswoić” Niemcy z Hitlerem, a nakręcony w 1936 roku film z berlińskich igrzysk olimpijskich „Olympia”– oswoić
z nim świat.
Leni Riefenstahl przeszła do historii jako reżyserka, która wprowadziła nowatorskie rozwiązania techniczne i estetyczne, ale jej życie było równie ciekawe jak filmy - jej romanse, osobowość, załamania nerwowe, w które zapadała po ukończeniu filmów. A co najciekawsze – prawdopodobnie miała żydowskie korzenie! Najwybitniejsza reżyserka III Rzeszy(sic!)
Po wojnie kilka razy stawała przed sądem, by wyprzeć się swoich powiązań z nazistami, z tego, że jej filmy były finansowane przez Departament Filmu Ministerstwa Propagandy Rzeszy, że była świadkiem masakry Żydów w Końskich w Polsce lub też  że wykorzystała więźniów obozu koncentracyjnego do swojego filmu „Dolina”. Jej przeszłość nie pozwoliła w zasadzie na kręcenie filmów po wojnie, więc zajęła się fotografowaniem.
Nie chcę wszystkiego napisać o Leni, zresztą nie sposób tego zrobić. Mam nadzieję, że niejedną osobę zachęciłam do sięgnięcia po biografię niezwykłej kobiety, prącej do przodu mimo przeciwności losu, chorób, podeszłego wieku. Zachętą niech będzie również fakt, że jako najstarsza kobieta na świecie zdobyła uprawnienia płetwonurka. Miłej lektury!


1)   „Zapomniany ogród”
Książki kocham od dawna, chyba miłością odwzajemnioną, a na pewno od pierwszego wejrzenia… Są dla mnie nie tylko sposobem na ewentualną nudę, na jesienne „chandrowe” popołudnia, ale i sposobem na przeniesienie się w czasie i przestrzeni, bez specjalnych przyrządów i wehikułów J. Mimo doby Internetu, który i mnie złapał w swoje szpony, nie wyobrażam sobie życia bez książek, a zapach świeżego druku jest dla mnie równie kuszący, jak zapach kurczaka z rożna.
Na łamach naszej Bobolickiej gazety chciałam się z Państwem podzielić wrażeniami na temat lektury książek, które przeczytałam i które aktualnie czytam.
Nie tak dawno pożyczyłam książkę nieznanej mi dotąd australijskiej pisarki Kate Morton „ZAPOMNIANY OGRÓD”. Myślę, że w ogóle pisarze australijscy nie są zbyt dobrze znani w Polsce, ale może tylko ja ich nie znam ;) Książka ta była bestsellerem w Australii, a także w USA i Wielkiej Brytanii, nagrodzili ją nie tylko księgarze, ale i czytelnicy, więc coś w niej musi być…
„Zapomniany ogród” może się kojarzyć z „Tajemniczym ogrodem” i nie będzie w tym przesady, gdyż ta wielowątkowa opowieść jest nie tylko pełna tajemnic, intryg, długo nie rozwiązanych i głęboko skrywanych rodzinnych sekretów, a także przesiąknięta atmosferą końca wieku XIX i początku XX. Przed oczami przesuwają się nam obrazy zarówno wielkich posiadłości ziemskich, bogactwa, pięknych kobiet w szeleszczących sukniach, ale i obrazy życia biedoty w wiktoriańskim Londynie, wśród mgły i zapachów z rynsztoka. 
Książka rozpoczyna się w roku 1913, w Londynie. W przededniu I wojny światowej ludzie masowo opuszczają Europę, szukając schronienia w innych częściach świata. W porcie, czekając na długi rejs, na pokładzie olbrzymiego statku płynącego do Australii, chowa się za drewnianymi beczkami mała dziewczynka. Dziewczynka jest sama, ma ze sobą tylko małą walizeczkę i czeka na Autorkę. Nikomu nie może powiedzieć, kim jest i skąd się wzięła na tym statku. To była tajemnica…
Potem przenosimy się do Brisbane w Australli, do roku 1930, kiedy to dla dorosłej Nell zorganizowano przyjęcie urodzinowe, które niestety nie kończy się dobrze - Hughie, jej ojciec, wyjawia tajemnicę skrywaną przez 17 lat…
Po wielu latach, w roku 2005 przy łóżku chorej i starej Nell czuwa wnuczka Cassandra. Nie opuszcza babci nawet na krok, bo śmierć czeka już za drzwiami. Nell umiera, pozostawiając po sobie nie wyjaśnioną historię sprzed lat, związaną z małą walizeczką ukrytą pod łóżkiem.
Jeden z ciekawych wątków powieści dotyczy Elizy Makepeace i jej matki Georgiany Mountrachet, pochodzącej z arystokratycznej rodziny, mieszkającej w posiadłości ziemskiej Blackhurst. Obok tej posiadłości, na szczycie klifu stała mała chatka. Otaczał ją zapomniany ogród i prowadzący do niego tunel.
Nie zdradzę więcej. Książka jest pełna postaci i wydarzeń; przeplatana przejściami w czasie i przestrzeni (co utrudnia nieco czytanie) sprawia, że rozsmakowujemy się w powolnym odkrywaniu prawdziwego życia Nell i jej rodziny. Dodatkowo,  co kilka rozdziałów, można przeczytać kilka baśni Elizy Makepaece, np. „Oczy wiedźmy”, „Złote jajo”, „Lot kukułki”. Zakończenie jest tak zaskakujące, że dosłownie do ostatnich stron nie wiadomo kim była Nell, i jaką rolę w jej życiu odegrała Autorka. Zachęcam gorąco do przeczytania!



[1] Informacje biograficzne na podstawie www http://pl.wikipedia.org./
[2] j/w

1 komentarz:

Unknown pisze...

Asiu dobra jesteś w recenzowaniu książek. Taka lekkość w pisaniu i budowanie ciekawości, aż się chce sięgnąć po tę proponowaną przez Ciebie książkę.

Prześlij komentarz