Fragment jednej z moich ulubionych książek-cykl o Rudolfie Gąbczaku, tym razem :
"Tango ortodonto" Joanny Fabickiej
Mały Rudolf-nieślubne dziecię przyjaciół Rudolfa Gąbczaka (Elki i Oziego), "wytrzeszczał wielkie i piękne jak czarne węgle gały i bawił się swoimi włosami. Będzie miał w przyszłości przepyszne afro. Po ojcu odziedziczył naturalny powab i wdzięk [...] W przedziale jechaliśmy z psychicznie chorą kobietą, która nieustannie zanudzała nas pytaniem:
- Panie, to Chińczyk?
- Nie, to Polak z egipskimi korzeniami - wyjaśniłem na początku uprzejmie.
[...] Przy drugiej serii tego zwariowanego dialogu Elka wróciła do palenia i zostawiła mnie sam na sam z wariatką. Rudolf był wyraźnie zachwycony tym, że jest w centrum zainteresowania. Machał rączkami i raz po raz wymierzał mi siarczysty policzek.
- Panie, to chyba Chińczyk, co nie? Kobieta najwyraźniej cierpiała na zaawansowaną demencję.
- Bo wygląda na Chińczyka...
Mały kwiknął z zachwytem i spadł z siedzenia, ale na szczęście złapałem go za nogę.
- To Egipcjanin-powtórzyłem, tracąc z wolna cierpliwość. - Chińczycy mają skośne oczy.
- Aha-sapnęła moja rozmówczyni ze zrozumieniem.
Nie minęła minuta, gdy usłyszałem:
- Panie...
- TAK!!! TO CHINCZYK!!!-wydarłem się jak polityk w trakcie cywilizowanej debaty.
- Coś pan, zgłupiał? Wcale niepodobny do Chińczyka- zdziwiła się zbzikowana jędza.
Na to wszedł konduktor i sprawdzając bilety, mruknął pod nosem:
- Pewnie, że nie Chińczyk. Żeby Chińczyka od Murzyna nie odróżniać..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz