Uwielbiam tę adrenalinę, jaką mi
fundują co jakiś czas lekarze. Jak ja bym bez tego żyła? Każdy dzień taki sam,
te same ruchy, myśli i stany. A tak to proszę! - dla higieny
osobisto-emocjonalnej mam zastrzyk adrenalinki.
Dopchał się człowiek na początku nowego
roku do specjalisty, w moim przypadku diabetologa. Zadowolony, szczęśliwy, bo
bez specjalnej kolejki, gdyż zapis był na daną godzinę nieomal, dokonany trzy
miesiące wcześniej. Spokojnie, „bez nerw” pacjent czyli ja został zbadany i
obejrzany, dostał recepty i zadowolony wyszedł z gabinetu z rozpiską dla
lekarza rodzinnego. Nie mam zwyczaju patrzeć lekarzom na ręce, ale chyba
powinnam. Zazwyczaj patrzę na recepty, czy są dobrze wypisane, czy jest literka
R (jeśli oczywiście „się należy”), czy jest dawkowanie itp., ale na rozpiski rzucam
okiem pobieżnie, bo przecież co tam może być? To, co zwykle – jakie leki się
bierze, jakie dawkowanie, jakie zalecenia. To samo od lat. A jednak nie! Pacjent
się myli. I powinien się znać na tym, jak należy wypełnić formularz dla lekarza
pierwszego kontaktu, żeby potem nie było problemów. Bo właśnie w tym przypadku
problemy się pojawiły, ale do rzeczy.
Z rozpiską od specjalisty udałam się
do lekarza pierwszego kontaktu. Lekarz sobie wpisał wszystko elegancko w
komputer i zadał mi pytanie jaka ta insulina ma być, „bo tu tylko ogólnie: lantus
i humalog, więc nie będę mógł wypisać recepty, jeśli Pani ma inne insuliny”. Zgłupiałam.
Jakie inne? Biorę lantus i biorę humalog i tyle! „Ale czy są solostar?”. A cholera
wie! Może i solostar. Więc się grzecznie pytam, co to oznacza, jeśli w domu
porządnie się przyjrzę tym insulinom i zobaczę, że jednak solostar. To oznacza,
że mi doktor nie wypisze tej insuliny, bo on na rozpisce nie ma takiego dopisku.
No i dupa blada, za przeproszeniem!
Wiec się pytam, co mam zrobić. Trzeba oczywiście
wrócić do diabetologa i ona ma wypisać na nowo. Znając realia, wiem, że mnie dr
nie przyjmie wcześniej niż ustalona wizyta za trzy miesiące. A i dodatkowo mnie
poinformuje, że ona dała lekarzowi rozpiskę. Więc nie ma konieczności
ponawiania niczego.
Jaki wynika wniosek z tego? Jak mi
zabraknie insuliny, to mi zabraknie i tyle; nie będę się najwyżej kłuła, co
tam! Od razu się od tego nie umiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz