wtorek, 27 sierpnia 2019

Anna Achmatowa

Mukowiscydoza 55/2019
Anna Achmatowa

Na przełomie XIX i XX wieku w kulturze rosyjskiej pojawił się okres nazywany „Srebrnym Wiekiem”. Cechą wspólną różnorodnych ugrupowań kulturalnych i literackich tego okresu była dbałość o formę, kunszt i smak artystyczny oraz odrzucenie założeń realizmu. Inspiracje czerpano z kultury Europy Zachodniej, zwłaszcza z filozofii niemieckiej oraz literatury francuskiej; nawiązywano również do psychoanalizy Freuda oraz filozofii Nietzschego[1]. Duszą rosyjskiego Srebrnego Wieku była jedna z najwybitniejszych rosyjskich poetek XX wieku Anna Achmatowa, czołowa przedstawicielka modernizmu i akmeizmu, porównywana z Safoną i Mozartem.
Anna Achmatowa (właściwie Anna An­drie­jew­na Go­rien­ko) urodziła się w 1889 roku w Odessie. Za namową matki zaczęła pisać wiersze już jako nastolatka, a ponieważ ojciec (inżynier kapitan drugiej rangi marynarki wojennej w spoczynku) tego nie akceptował, podpisywała się panień­skim nazwi­skiem pra­bab­ki – Ach­ma­to­wa.
Anna ukończyła na­ukę na Wyż­szych Kur­sach Żeń­skich w Ki­jo­wie, a po nich na Wyż­szych Kur­sach Hi­sto­rycz­no-Li­te­rac­kich Ra­je­wa w Pe­ters­bur­gu. W tym cza­sie za­de­biu­to­wa­ła wier­szem „Na jego ręce błyszczących pierścionków mnóstwo…” (1907), a w 1911 roku opu­bli­ko­wa­ła utwór „Stary portret” na ła­mach „Cza­so­pi­sma po­wszech­ne­go”. Po ukończeniu stu­diów po­dró­żo­wa­ła po Eu­ro­pie, od­wie­dza­jąc m.in. Fran­cję i Wło­chy (poznała wtedy Amedeo Modiglianiego). Po­mi­mo na­ra­sta­ją­ce­go kon­flik­tu na te­re­nach Ro­sji, nie opu­ści­ła kra­ju. Woj­na do­tknę­ła ją jed­nak do­głęb­nie – roz­strze­la­no jej męża Ni­ko­ła­ja Gu­mi­lo­wa, wię­zio­no syna Lwa Nikoła­je­wi­cza Gu­mi­lo­wa, na jej oczach aresz­to­wa­no wy­bit­ne­go po­etę Osi­pa Man­delsz­ta­ma, a tak­że ko­lej­ne­go męża Ni­ko­la­ja Pu­ni­na[2]. Ponieważ nie mogła „pochwalić się” ­pro­le­ta­riac­kim pochodze­niem usu­nię­to ją z Le­nin­gradz­kie­go Od­dzia­łu Wszech­ro­syj­skie­go Związ­ku Pi­sa­rzy, i zakazano jej publikować. Dlatego też każ­de­go wiersza uczy­ła się na pa­mięć, a rę­ko­pisy pa­li­ła.
Córka Stalina Swie­tła­na Alliłujewa uwielbiała wiersze Achmatowej i zapewne na jej prośbę, a na rozkaz Stalina, w 1941 roku ewa­ku­owa­no Annę z Leningra­du, do któ­re­go po­wró­ci­ła trzy lata póź­niej. Po raz ko­lej­ny w 1946 roku za­ata­ko­wa­no ją oraz sa­ty­ry­ka Mi­cha­ła Zosz­czen­kę za pu­bli­ko­wa­ne utwory, co spo­wo­do­wa­ło aresz­to­wa­nie po­et­ki i wstrzy­ma­nie dru­ku jej pu­bli­ka­cji[3].
Po ciężkich wojennych przeżyciach i po śmierci Stalina i nastaniu tzw. odwilży Achmatowa i jej wiersze na nowo wróciły do życia publicznego i świadomości społeczeństwa rosyjskiego[4]. Wte­dy uka­za­ły się jej dzieła, two­rzo­ne w nur­cie ak­me­izmu, czy­li mo­der­ni­stycz­ne­go nur­tu re­al­ne­go opi­su świa­ta. W 1962 roku zo­sta­ła do­ce­nio­na na świa­to­wych sa­lo­nach, otrzy­mu­jąc no­mi­na­cję do li­te­rac­kiej Na­gro­dy No­bla. Jako men­tor­ka wspie­ra­ła mło­dych twór­ców – opie­ko­wa­ła się Iosifem Brodskim i Ana­to­li­jem Naj­ma­nem. Zmar­ła 5 mar­ca 1966 roku w Do­mo­die­do­wie na sku­tek czwar­te­go za­wa­łu ser­ca.

Zakochani

Jest nam tak cicho, że słyszymy
 Piosenkę zaśpiewaną wczoraj:
 „Ty pójdziesz górą, a ja doliną…”
 Chociaż słyszymy – nie wierzymy

Nasz uśmiech nie jest maską smutku
 A dobroć nie jest wyrzeczeniem.
 I nawet więcej, niż są warci,
 Niekochających żałujemy.

Tacyśmy zadziwieni sobą,
 Że coś nas bardziej zdziwić może?
 Ani tęcza w nocy.
 Ani motyl na śniegu.

A kiedy zasypiamy,
 We śnie widzimy rozstanie.
 Ale to dobry sen,
 ale to dobry sen.
Bo się budzimy z niego.

Zawsze cicha jest czułość

Zawsze cicha jest czułość prawdziwa,
Nic jej przed okiem nie skryje.
Próżno twoja ręka troskliwa
Futrem otula mą szyję.
Próżno o miłości wschodzącej
Mówisz mi pokornym westchnieniem.
O, jak znam uparte, płonące,
Twe nigdy niesyte spojrzenie!


 Wieczorem

Muzyka brzmiała w tym ogrodzie
boleścią tak niewysłowioną.
I morza ostry zapach wionął
od ostryg na półmisku w lodzie.

Rzekł: "Jestem zawsze wierny tobie!"
i lekko dotknął mej sukienki.
Jak te dotknięcia jego ręki
są do uścisków niepodobne.

Tak ptaki głaszcze się lub koty,
tak patrzy się na woltyżerki.
I drwiące świecą się iskierki
pod rzęs osłoną jasnozłotych.

A rozpaczliwych skrzypiec głosy
dochodzą poprzez dym rozwiany:
"Błogosławże szczęśliwe losy
za pierwsze sam na sam z kochanym.

W blaskach zachodu pożółkł świat

W blaskach zachodu pożółkł świat,
Czule kwietniowy chłód się skrada.
Spóźniłeś się o tyle lat,
A jednak jestem tobie rada.

Siądź bliżej, usiądź przy mnie tuż
I uśmiechając się oczami
Na ten niebieski zeszyt spójrz-
Dziecinny zeszyt mój z wierszami.

Przebacz, że tonąc w smutku złym
Cieszyć się słońcem nie umiałam
Przebacz i to, że w życiu mym
Innych za ciebie często brałam.



 Na szyi drobnych sznur korali

Na szyi drobnych sznur korali,
W szerokiej mufce chowam ręce,
Wzrok z roztargnieniem błądzi w dali,
A oczy nie zapłaczą więcej.

I bledsza jest niż jedwab lila
Twarz moja od przeczucia losu,
I brwi dosięga mi co chwila
Nie zakręcony pukiel włosów.

I niepodobny jest do lotu
Mój chód powolny, jak u chorej,
Jak gdybym dotykała stopą
Tratwy, a nie parkietów wzorów.

Usta oddechem rozchylone,
Mgła dziwna oczy mi przysłania,
I drżą do piersi przytulone
Kwiaty naszego niespotkania.


Pierwsza piosenka

Tajnego niespotkania
Odświętność tak jałowa.
Słowa nie powiedziane,
nie wymówione słowa.
Spojrzenia nie skrzyżowane
Co z sobą począć mają?
Łzy są tylko wygrane,
Że tak długo spływają.
Podmoskiewskiej tarniny
Jakieś w tym zawiłości...
Wszystko to nazwą inni
Nieśmiertelną miłością.



Gdyśmy się po raz ostatni spotkali

Gdyśmy się po raz ostatni spotkali
Na bulwarze, dokąd zwykliśmy przychodzić,
Newa groziła przyborem fali
I miasto żyło w obawie powodzi.

Mówił o lecie, mówił także o tym,
Że być poetką — to absurd po prostu.
Jakże pamiętam sobór białozłoty
I twierdzę Pietropawłowską!

Bo i powietrze dziwne -jak dar boży
Cudowne, że odetchnąć nie śmiesz.
I w chwili tej dane mi było stworzyć
Ostatnią z wszystkich obłąkanych pieśni.


Niech znowu zagrzmią organowe

Niech znowu zagrzmią organowe tony,
Niczym wiosenne pierwsze burze.
Spojrzę zza pleców twojej narzeczonej
I oczy lekko przymrużę.

Żegnaj mi, żegnaj, bądź bardzo szczęśliwy,
Twe ślubowanie zwrócę ci bez żalu,
Lecz strzeż się, nie mów przyjaciółce tkliwej
O mej malignie już niepowtarzalnej.

Bowiem przeszyje was piekącym jadem,
Miłości waszej zada cios bolesny,
A ja panować będę znów nad sadem,
Gdzie słychać krzyki muz i traw szelesty.


 To serce nie odpowie echem na mój zew

To serce nie odpowie echem na mój zew
w uniesień chwili ni w smutku czy potrzebie.
Skończone wszystko... I płynie mój śpiew
W noc pustą, głuchą, gdzie już nie ma ciebie.[5]



[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Srebrny_wiek_(Rosja)
[2] https://poezja.org/wz/Achmatowa_Anna/
[3] Tamże.
[4] https://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Achmatowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz