W szpitalu, jak w mało którym miejscu można znaleźć przekrój całego społeczeństwa. Nigdy się nie wie, z kim nas położą, kto obok będzie chrapał i kto nie da człowiekowi spać z różnych innych względów. Z drżeniem serca czeka się na wybór sali, i kiedy już ze stertą tobołków siada się na swoim szpitalnym łóżku, zaczyna się dyskretne rzucanie oczami na boki, któż to leży na sąsiednim wyrku. Jest różnie, powiem oględnie. Czasem trafi się na młodą dziewczynę, czasem na mocno starszą panią, która w życiu przeżyła już prawie wszystko, a czasem na dojrzałą 50-tkę, z którą i pośmiać się można i pogadać, a i jakby co umówić się na zejście do kaplicy na niedzielną mszę.
Tym
razem trafiłam na całą plejadę postaci i cały przekrój wiekowy. Była i
dziewczyna (o, pardon kobieta) w moim wieku, były i staruszki, i była młódka,
która „pracuje” nad ciążą i czeka na różnorodne wyniku badań, czy aby się
nadaje na matkę. Dostawałyśmy różne leki – ktoś brał chemię, ktoś antybiotyki;
dostawałyśmy coś, żeby się nie udusić, i coś, żeby jakoś zasnąć. A i tak ja
prawie wcale nie spałam, bo albo ktoś chrapał 8 godzin non-stop, albo kaszlał
też prawie tyle, albo z korytarza dochodziły dźwięki dzwonków wzywających
pielęgniarki, albo dla odmiany ktoś miał grypę żołądkową (chyba) i odgłosy
jakby ryczącego jelenia niosły się w ciszy jak gromy z burzowego nieba. Łatwo
więc nie było.
Życie
szpitalne zaczyna się po 5, o ile oczywiście wcześniej się śpi, bo jak nie, to trudno. Po 5, jak wspomniałam, zaczyna się
dla nowo przybyłych, nowy jasny dzień i podstawowe badania-trzeba zrobić
siusiu, do słoiczka, napluć do słoiczka, no i wystawić rękę do pobrania krwi.
Na szczęście kochane pielęgniarki zazwyczaj stają nad łóżkiem skazańca, i na
śpika nieomal pobierają tę krew, ale i zdarza się tak, że jak wreszcie człowiek
zaśnie snem sprawiedliwego ok. 3, to o 5.30 zapala się światło na suficie i
ogłupiały ze strachu pacjent nieomal wylatuje z łóżka w stronę gabinetu
zabiegowego. W mocno przewietrzonym pomieszczeniu, zakrywając się lichym
szlafroczkiem, pacjent poddaje się torturom. Zmaltretowany, wraca do sali, próbuje znów zasnąć. Zasypia. Ktoś zaczyna
kaszleć. Budzi się druga pani, idzie się kąpać. Zasypiam. Wraca pani z kąpieli,
otwiera metalową szafkę, zamyka szafkę, otwiera szafkę, zamyka drzwi. Odsłania
okno, zasuwa zamek w kosmetyczce. Trzecia pani zaczyna kaszleć. Zasypiam. Nagle
zapalone światło znów wyrywa ze snu, to ekipa sprzątająca. Usiłuję nie otwierać
oczu, ale jakaś kudłata wajcha nade mną się miota - to na lampce ktoś wyciera
kurz. Przesuwane są krzesła. Grzechoczą żaluzje na oknach. A po umyciu podłogi zapada
błoga cisza, no chyba, że ktoś znów zaczyna kaszleć. Po 7 pobudka na całego, bo
trzeba zrobić inhalacje, doprowadzić się do porządku, iść na drenaż, tudzież różnorodne
badania dodatkowe, żeby co niektóre odbębnić przed śniadaniem. Również przed
jedzeniem jest wizyta lekarska, więc na nudę od rana nie można narzekać.
Czasami
na śniadanie czeka się do południa, bo niektóre badania są na czczo, a kolejka
pacjentów długa, więc trwają spekulacje, o której kogo wezmą: na
tomografię/rezonans płuc, na usg brzucha, na fiberoskopię, i na inne rzeczy. W zasadzie
najfajniejsza jest fiberoskopia, bo człowieka usypiają, i nic się nie pamięta. Odlot
totalny! Do rodziny napisałam takiego sms-a: „Już no. Jestem na gaju”. Byłam pewna,
że już oprzytomniałam… Wszyscy normalni ludzie śpią po fiberoskopii, ja
oczywiście nie. Oczy przymykam, próbuję złapać sen, ale on nie nadchodzi. Wkurzona
więc siadam na łóżku, i czekam na
jedzonko.
A
propos jedzonka. Tym razem nie było tak źle. Trafił się nawet śledzik w śmietanie,
wątróbka drobiowa i smażona pierś z kurczaka. Zupki tradycyjnie w jednym smaku
- selerowym, poza tą, w której pływały dwa ziarnka grochu. To była ponoć grochówka…
Wracając
do przeglądu szpitalnych postaci, to było na co popatrzeć tym razem. W przenośni
i dosłownie. Jedna z moich towarzyszek niedoli, pani grubo po 60-tce, myła się
zazwyczaj przy zlewie. Zadzierała koszulę nocną do góry, i jakoś sobie radziła.
Fryz codziennie był poprawiany, lakier do włosów dodawany nowiutką warstwą, a
sweterki zmieniane. Ful wypas. Ale w dniu wypisu Pani zafundowała nam
niecodzienny widok. Naszym oczom ukazał się obraz bynajmniej nie niebiański – Pani
jak ją Pan Bóg stworzył stanęła naga przed zlewem i dokładnie się cała umyła. Nie
pomijając niczego. Nie wiedziałyśmy w którą stronę patrzeć…. Pani nie krępowała
się w ogóle. Zadowolona ubrała się potem elegancko i w całym rynsztunku czekała
do godz. 15 na wypisanie do domu.
Poza
tym wreszcie jestem na czasie z aktualnymi programami telewizyjnymi. Zrzuta po
2 złote na łebka i upragnione programy leciały 12 godzin na dobę. Widziałam więc
wszystkich celebrytów, którzy gotują, tańczą i śpiewają; wywiady u Ewy Drzyzgi,
programy z serii - nazwijmy ją - „Dlaczego ty?”, wszystkie seriale, i ich powtórki.
„Podciągnęłam” się więc intelektualnie, wciąż nie mogąc otrząsnąć się ze
zdumienia, dla kogo te programy są. Bo że nie dla mnie, to na pewno.
W
tym całokształcie różnorodnych propozycji telewizyjnych udało mi się znaleźć miejsce
i czas na przeczytanie „Inferno” Dana Browna i „Dawca” Tess Gerritsen. Polecam!
6 komentarzy:
O kurcze...
jestes genialna Joasiu :-)
Nic dodać nic ująć brawo polska służba zdrowia i brak izolatek :(
wstyd....
uścisk dłoni dla autorki jest takich ludzi tysiące , którzy nie opisują ...
Brawo
Przeczytałam, Asiu, na szczęście nie przebywam tyle w szpitalach co Ty, ale z doświadczenia kilku pobytów w zupełności się z tobą zgadzam. Najbardziej denerwował mnie telewizor, który "chodził" przez 12 godzin na dobę. I te pobudki - ale taki jest system pracy pielęgniarek, ekip sprzątających itp. A opisałaś to świetnie. Głosuję. Wanda.
Głosuję na Ciebie Asiu:) Wiedziałam, że talent do pisania to Ty masz i to nie tylko widać to w Twoich wierszach.
Całuję mocno:) Magda P.
Dziękuję Madziu! Nie wiem czy mam talent, ale lubię pisać ;)Oby tylko ktoś chciał to czytać :)
Prześlij komentarz