Wiele
lat temu rozmawiałam z kolegą na temat potrzeby
adrenaliny w życiu. Że jeśli człowiek ma okazję i szansę, to powinien np.
skoczyć z bungee. Pamiętam, że prawie kłóciłam się z nim, bo dla mnie życie
jest zbyt cenne, żeby je narażać dla adrenaliny.
A
jednak wczoraj złapałam się na myśli, że ja może nie latam balonem, nie skaczę
na bungee ani nie chodzę po linie, a adrenaliny mam tyle, że mi starcza za te wszystkie
ekstremalne sporty.
Z
częstotliwością raz na rok, na półtora roku, nasze państwo „funduje” nam
problemy z lekami. Albo jakiegoś nie ma, albo nie jest refundowany, albo trzeba
go zamienić sprowadzanym z zagranicy odpowiednikiem. Tak jest z antybiotykiem,
którego nie stosuje się u tzw. normalnych ludzi, tylko u nas – osób z
mukowiscydozą. Colistin jest używany w leczeniu szpitalnym, ale my stosujemy go
w inhalacji. No i wczoraj gruchnęła wieść, że znów jest z nim problem. Nie ma
go w hurtowniach, bo to jest lek dla szpitali, a że ja nie leżę w szpitalu, więc
go nie dostanę. W skrócie rzecz ujmując. Zaczęły się gorączkowe telefony po
aptekach, czy nie mają choć kilku opakowań. Bo oczywiście ja nie mam zapasów, gdyż nikt mi nie chce wypisać recepty na kilkanaście opakowań, ponad to, co mi
przysługuje na m-c. Jeśli wyproszę, wybłagam, no to może dostanę. Ale tak na co
dzień, mówiąc, że chcę zrobić zapas, to już jest problem. Udało mi się „załatwić”
kilka opakowań, dzięki uprzejmości i dobremu sercu pani w PTWM i pani w
przyjaznej aptece.
Czasu
i forsy wydanej na telefony nie biorę pod uwagę.
Kilkanaście
dni temu na facebooku dowiedziałam się, że Kreon, czyli preparat zawierający
enzymy, których moja trzustka nie produkuje, jest refundowany, że tak powiem całościowo.
Kreon stosuję do każdego posiłku po 2 kapsułki, gdyż bez tego żadne jedzenie
nie byłoby strawione, i straszyłabym chudymi kończynami i nie tylko (a i tak do
grubych moje nogi nie należą;). Zdążyłam się już ucieszyć, że rachunki za leki
trochę odsapną, ale moja radość nie trwała długo - wiadomość w aptece – Kreonu nie
ma! Oczywiście, jak się zrobił „za darmo”, to już nie był dostępny. Kilkanaście
telefonów po aptekach, tłumaczenia lekarzowi rodzinnemu, czemu potrzebuję znów
recepty na chociaż kilka opakowań (bo dopiero co dostałam receptę), i
szczęśliwa pobiegłam do apteki, w której zostawiono dla mnie wyrwane wręcz z
hurtowni opakowania.
Czasu
na telefony, czasu spędzonego w przychodni, biegania do apteki, nie biorę pod uwagę.
Początek
roku 2013 bodajże, paski do glukometru, który jest niezbędnym w cukrzycy sprzętem,
są niedostępne. Czemu? Podobno wszystko idzie na eksport. To co zrobić? Trzeba nabyć
kolejny glukometr, z paskami, które są refundowane i akurat dostępne. Mam więc
3 glukometry, i w zależności od osiągalności pasków do pomiaru cukru we krwi,
stosuję dany model.
I
tak jest co roku. Tylko preparaty się zmieniają. Do niedawna lek wykrztuśny, również
niezbędny w mukowiscydozie, był refundowany 100%. Po jakiejś kolejnej zmianie
listy leków refundowanych zrobił się 100%, ale płatny:(
Do
tej codzienności doszły ostatnio bardzo poważne problemy ze zdrowiem
najbliższych osób…
Moja
adrenalina radzi sobie sama, bez zbędnych podniet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz