czwartek, 31 października 2013

Rodzice


Przeczytałam właśnie artykuł na temat rodziców, którzy mają przewlekle chore dziecko. Jak sobie radzą z tą sytuacją? I czy w ogóle sobie radzą? Jak oprócz stresu związanego z codziennością, z problemami jakie ma przeciętnie każdy dorosły człowiek (pracujący, będący rodzicem), radzą sobie z chorobą swojego dziecka? Jak nie zwariować, gdy pomiędzy pracą, zakupami, domem, trzeba pomieścić i ogarnąć wizyty u lekarza, terapię, częste hospitalizacje i problemy dzieci w szkole. Jak radzą sobie z cierpieniem dziecka i z własnymi uczuciami. A jeśli sobie nie radzą, to powinni poszukać pomocy. Rady zawarte w artykule to:

- bądźcie otwarci na pomoc rodziny i przyjaciół;
- rozdzielcie równo między sobą obowiązki;
- powiedzcie lekarzowi swojego dziecka, że potrzebujecie pomocy związanej ze stresem.
W tym kontekście ja nie mam żadnych problemów. Moje dziecko urodziło się zdrowe, fakt, że wcześniej, że przez pół roku non-stop jeździliśmy na konsultacje i kontrole do neurologa, okulisty, kardiologa (bo serduszko miało „dziury”, które się zarosły dopiero za jakiś czas), rehabilitanta. Że trzeba było kupować specjalne obuwie, ćwiczyć itp. Że syn jak poszedł do szkoły, to tak łapał infekcje, że ja chorowałam razem z nim (albo jeszcze bardziej) i że myślałam, że się sama wykończę. Do przedszkola nie chodził, bo było jeszcze gorzej. Ale kiedyś to wszystko się zmieniło. Dziecko urosło, teraz mniej choruje (a to, że miało mononukleozę wiosną i było strasznie, to chyba pikuś), jest samodzielne, mądre i zdolne. Odsapnęli wszyscy.

Ja mam inny problem. O którym zapewne wiele lat temu nikt nie wspominał, bo chorzy na mukowiscydozę nie dożywali do wieku dorosłego. A teraz dożywają. A ich rodzice niestety też nie młodnieją, tylko robią się starzy. I pałeczkę w sprawie opieki powinny przejąć dzieci. Te, które same ledwo chwilami chodzą, dla których wejście już na II piętro to wielki problem, które same nie dojdą i nie dojadą do lekarzy. Jak więc mają się zająć swoimi starymi i coraz bardziej schorowanymi rodzicami? Jak to zrobić? Jak sobie poradzić z takim stresem, gdy jedno z rodziców jest po udarze, niby chodzi, ale wymaga opieki nad codziennością (zakupy, opłaty, sprzątanie, pranie, itp.) i samego na długo nie można zostawić, bo żyje na innym świecie; nie słyszy, źle widzi, i wciąż wraca do lat 60-tych ubiegłego wieku, bo wtedy wszystko było lepsze. Mama, która ogarniała całą rodzinę, łącznie z dwójką chorych na mukowiscydozę dzieci, teraz jest po operacji. Jak wróci ze szpitala też będzie wymagała opieki, zwolnienia z codzienności. A kto powinien się zająć tą codziennością? Zapewne jedno z dzieci, będące na miejscu, bo drugie dziecko z mukowiscydozą jest bardzo daleko.

Stres, że nie można się zająć rodzicami tak jak się powinno, że wiele rzeczy nie wiadomo jak ogarnąć, żeby samemu potem nie wylądować w szpitalu…. Jak to objąć?

Nie zawsze jest wesoło….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz