piątek, 12 lipca 2013

Przychodzi baba do lekarza

Dzisiaj postanowiłam napisać jak wygląda moje „chodzenie do lekarza”. Gwoli ścisłości dodam tylko, że nie jestem (chyba :)) hipochondrykiem, i nie lecę z byle czym, typu krosta na pięcie, od razu do lekarza pierwszego kontaktu, a tym bardziej do specjalisty. Ale co paręnaście dni potrzebuję recept, albo nagle coś się dzieje, i wtedy-chcąc nie chcąc –odwiedzam ten przybytek bliski sercu każdego pacjenta. I tu zaczynają się schody, czasami te prawdziwe, rzeczywiste, bo o ile mnie pamięć nie myli dawna Kasa Chorych w K-linie mieściła się w pewnym budynku naprawdę bardzo wysoko, więc jak na moje płuca nie była to bułka z masłem, żeby się tam wdrapać przed leczeniem szpitalnym. W Kasie Chorych załatwiało się swego czasu zgody na leczenie poza województwem.
Ale do rzeczy. Idę więc po stałe recepty. Ogonek kolejkowiczów zakręcony jak u świnki, co druga osoba kaszle, więc sobie odpuszczam. Po południu lekarza nie ma –pilny wyjazd do pacjenta. Idę we wtorek, wisi kartka – lekarza nie ma przez tydzień. Czekam tydzień, ale pamiętam, że nie powinnam iść w poniedziałek, bo dr uważa, że ze stałymi receptami niekoniecznie trzeba po weekendzie, bo dużo ludzi. We wtorek i środę coś mi wypada (w końcu chory człowiek też ma jakieś życie poza przychodnią), a potem wisi kartka – czwartek i piątek dr nie ma. Leki na wykończeniu, niektórych już nie mam, idę więc do dr „zastępczego”. I mimo, że jest komputer, są wpisane niemal od lat te same leki, ich dawkowanie, pierwsze słowa p. dr „Doktor będzie w poniedziałek”! Więc człowiek prosząco-skamlącym głosem mówi, że nie ma leków, i chociaż te 3 najważniejsze potrzebuje, bo do poniedziałku zostanie z pustymi opakowaniami. Więc p. dr z westchnieniem zagląda do kompa, już wyszukuje leki (tylko te 3-4 najważniejsze, bo …. w sumie nie wiem czemu bo, bo na korytarzu jest tylko jedna osoba, bo już południe, bo p. dr ma dość, bo może mnie nie lubi, bo może pacjent jak zwykle nie wytłumaczył dokładnie o co mu chodzi, itp., itd.) i dodaje: „Ale dr będzie w poniedziałek”!.  Dostaję jednak te 3-4 recepty i triumfalnie kroczę do pobliskiej apteki, uff udało się!
Ciąg dalszy nastąpi…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz