czwartek, 2 maja 2013

Wróciłam, wróciłam, wróciłam :) Dwanaście dni zleciało szybciutko... I tylko olbrzymie siniaki na pokłutych rękach przypomną mi za kilka dni o tym, że miałam "przerwę w życiorysie". Wymodliłam sobie chyba, żeby leżeć w sali z takimi osobami, z którymi da się wytrzymać, i Ktoś spełnił to moje życzenie. Ekipa zebrała się odpowiednia, i do pogadania i do pośmiania. No i najważniejsze, że nikt nie CHRAPAŁ! Bo noce i tak nie były specjalnie wyspane, wieczorna kroplówka z antybiotykiem kończyła się w okolicach  22h, a ok. 5 rano była następna. W sumie dostawałam kroplóweczki jedną rano, dwie w południe, i jedną wieczorem. I antybiotyki dobrze dobrane, bo po 3 dniach już mi się lepiej oddychało, a wejście po schodach nie sprawiało aż takiego zmęczenia, jak dotychczas.
Cały dzień szpitalny ma swój rytm- przez pierwsze dni pobieranie krwi do badań, potem kroplówka,  drzemka do 7 rano, pobudka, toaleta, inhalacje, drenaż, śniadanie, wizyta lekarza, badania (ekg, usg, rtg/tomografia, spirometria, fiberoskopia), polegiwanie w łóżku, czasami wizyta studentów, obiad, nuda, kolacja, inhalacje, drenaż, kroplówka, spanie:) I tak w kółko przez 12 dni. Leżenie w szpitalu przypomina pod wieloma względami pobyt w więzieniu, a jedzenie jest na pewno 100 razy gorsze. Tragedia po prostu :( Każda zupa o tym samym selerowym smaku, brr, zimne i niesłone ziemniaki (lub makaron, kasza) i gotowane mięso. Jak bozię kocham, nie jestem wybredna, ale tym razem nie dało się tego jeść. Nie rozszyfruję chyba zamiarów tego "kateringu" - dlaczego nic nie miało grama soli, i zawsze było zimne....Wiem, wiem, dieta lekkostrawna, ale w końcu nie każdy musi ją mieć, a ja akurat nie muszę. Jak zobaczyłam 12 dnia kotlet schabowy, to go o mało z talerzem nie zjadłam:) Widocznie taki prezent na odejście, zwłaszcza, że mi się nie należał, a dostałam tylko dzięki uprzejmości Pani, która nas (z muko) traktuje jak swoje dzieci. 
I najgorsza rzecz - te cholerne pękające żyły. Byłam kłuta po 3-4 razy, i dopiero udawało się znaleźć żyłę, w której wenflon trzymał się raptem 1 dzień. Aż w końcu po ok. tygodniu tych udręk znaleziono super żyłę, która wystarczyła do końca leczenia, czyli jeszcze ok. 5 dni. I już było dobrze...
Przeczytałam pięć książek, kilka gazet, i zerknęłam do swoich wierszy. Wolny czas wykorzystałam więc chyba w 100%.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz