środa, 13 lutego 2013

Swego czasu przeczytałam kilka książek Jonathana Carrolla, pełnych magii, nierealności, niedopowiedzeń... Muszę jeszcze kiedyś wrócić do tych książek, tak jak do pewnych filmów, których dialogi zna się już na pamięć. Niedawno trafiłam na wywiad z J. Carrollem, który powiedział m.in, że "Hemingway mawiał, że jeśli pisanie idzie ci zbyt dobrze, to znaczy, że nic nie jest warte." Z jednej strony mam nadzieję, że tak jest. Ale czy ktoś da mi gwarancję, że gdybym pisała wiersze co tydzień/ miesiąc/pół roku, to będą one lepsze od tych, które codziennie powstają? Czy co parę dni? I tak na jednym z portali poetyckich zmieszano te wiersze z błotem.....Więc może lepiej nie pisać? Dać sobie spokój? Niech ta proza życia skutecznie mnie pochłonie i wessie w swoją czarną dziurę. Jeśli ta poezja jest taka byle jaka....To po co pisać? Nie piszę nic od dawna, nie poprawiam, nie przychodzą mi do głowy nowe pomysły, a stare są już wytarte i tylko im łat brakuje.
 Ale i pisania brakuje. To jak tęsknota za czymś, za kimś, za jakąś pomocną dłonią we mgle życia...

***
w zimowym śnie pszczoły
odległy
zarys
męczeństwa i pracy

bliska
tęsknota
za wiatrem i tańcem
w promieniach słońca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz