środa, 13 kwietnia 2016

Harmonogram szpitalny

         Wielu znajomych i nieznajomych pyta, co ja robię w szpitalu żeby nie zwariować z nudów. Już spieszę z odpowiedzią. Fakt, doba szpitalna jest wyjątkowo długa. Myślę że zdecydowanie dłuższa niż normalna. Ale zdziwię niektórych,  gdy powiem że pacjent chwilami nie wyrabia się czasowo. Każdy dzień zaczyna się po godzinie 5 rano. Pielęgniarka podaje/podłącza wtedy kroplówkę, która w zależności od drożności wenflonu lub ułożenia ręki, leci szybciej lub wolniej. Czasami leci do ok. godziny 7. Wtedy jest zmiana pielęgniarek i nikt nie przychodzi. I można sobie tak wisieć teoretycznie bez końca ;)  A gdy po paru litrach leków chce się siusiu, trzeba z całym sprzętem lecieć do wc. Wyjścia nie ma...
       Czasami kroplówka zleci szybko i można komara przydusić na nowo. Człowiek przyśni zdawałoby się na moment, a tu już sprzątanie sali. I jak podłoga wyschnie, robi się po 7 i czas wstawać. Do 8 trzeba się wyrobić z poranną toaletą, inhalacjami i ogarnięciem przestrzeni, która do pacjenta należy. Trzeba się więc sprężać.  Około 8 trzeba iść na drenaż. Już w trakcie tegoż dzwonią do rehabilitanta, że pacjent ma iść np.  na usg brzucha. Trzeba być na czczo. Więc od godziny 5 w ustach sucho jak diabli. Dobra, usg zrobione, jest 8.30. Niosą śniadanie. Zanim zrobi się kęs bułki, w drzwiach sali staje lekarz. Mierzenie ciśnienia, pulsu, badanie czy w płucach ok. Można odetchnąć. Jest po 9.  Potem wołają np. na rtg płuc, albo spirometrię. Znów się gdzieś idzie. Chwila przerwy. Trzeba zrobić kolejną inhalację, tym razem z antybiotyku. A że lek jest gęsty i się pieni, to cała procedura trwa z pół godziny. Uff, może jakąś kawkę odpić, gazetkę poczytać, zerknąć w tv. Tu mała dygresja. Doba tv w szpitalu kosztuje tym razem 10 zł. Czyli za dwie doby trzeba wybulić w zasadzie tyle, co abonament RTV.  Który notabene regularnie płacę. Cholera. Na tydzień wychodzi taniej, bo 40 zł. Szkoda mi forsy na paradokumenty, więc na razie słucham radia. 
            Na czym to ja stanęłam..., aha przerwa. Po wyczerpujących działaniach można błogo paść "w charakterze nieboszczyka" na łóżku szpitalnym. Gdy sen nadchodzi, wchodzi pani salowa z czymś, po coś, itp. Znowu sen nadchodzi... Ktoś puka-to studenci z pytaniem czy mogą mi zrobić badania antropometryczne. Ok, zgadzam się, idę. Robi się południe.  A jeszcze ankieta dla studentów na temat choroby. Ze trzy telefony od rodziny, dwa smsy od znajomych, robi się godzina 13. Obiad. Zanim się człowiek zakręci, zmierzy poziom cukru, obliczy wymienniki węglowodanowe i poda sobie insulinę, do sali wchodzi siostra z trzema butelkami kroplówek. Na szczęście niewielkie. Okazuje się, że wenflon wbity z trudem po trzech razach w poniedziałek, w środowe popołudnie już "nie działa".  Boli, krew się nie cofa, jest siniak i taka cudna bulwa. Idziemy wiec do zabiegowego. Z pół godziny trwa szukanie żył, klepanie się po rękach i nogach nieomal, żyły pękają. Udało się znów za trzecim kłuciem. Boli. Coraz więcej siniaczków na rękach. Wenflon jest w prawej dłoni. A ja praworęczna, więc ani się umyć, ani pisać, ani - niewiele co. Jest ok 14. Kroplówki lecą i lecą, końca nie widać. Przyklejam się do łóżka, bo w sali gorąco. W tzw.międzyczasie wchodzi wolontariusz. Zagadujemy się, robi się g.16. Po odłączeniu od kabelków spacer z koleżanką po małym parku. Jak wracamy, dopijam kawę i chwilę coś robię, przynoszą kolację . Nie jem, bo jeszcze nie czas dla mnie.  Dwa telefony z domu, gazetka, Internet i czas na inhalacje. Pół godziny na pewno. Jakiś mały drenaż samodzielny, bo rehabilitant tylko rano.  Znów liczenie wymienników węglowodanowych, zrobienie herbaty (szpitalna ohydna), kanapek, podanie insuliny.  Jest około g. 20. Przychodzi lekarz, który ma dyżur, potem pielęgniarka z lekami.  Chwila dla siebie. Czas na inhalacje z antybiotyku, tego co się pieni. Gdy się kończy inhalacja, czas na wieczorną toaletę. Łazienka jak zwykle zalana, kapcie mam mokre i końcówki nogawek dresików, ale co tam. Po g. 21 kolejna kroplówka, która leci jak chce, bo co ruszę dłonią nie tak, to wszystko się zatrzymuje. Gdy to piszę lewą dłonią, jest grubo po g. 22. Zanim zasnę ,o ile zasnę, bo różnie bywa, zrobi się po g. 23. W nocy mierzenie poziomu cukru, bo nieraz spada, a po 5 pobudka, bo znów kroplówka. ... Jak więc widać harmonogram prac pacjenta leżącego w szpitalu jest bardzo napięty, zwłaszcza w pierwszym tygodniu pobytu  (gdy badań najwięcej). Nie ma mowy o nudzie!




2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pani Asiu, właśnie natrafiłam na Pani bloga. Zyczę dużo zdrowia i optymizmu, pozdrawiam gorąco, Jola

Villemo pisze...

Dziękuję bardzo! Mam nadzieję,że blog się podoba... Pozdrawiam serdecznie!

Prześlij komentarz