piątek, 7 listopada 2014

Przychodzi baba do lekarza c.d. - "Ryczące czterdziestki, wyjące pięćdziesiątki"




Dawno już nie brałam recept na podstawowe leki. Ostatnio zaszczepiłam się tylko przeciw grypie i już mnie wtedy poinformowano, że następnym razem trzeba nie tylko zmierzyć ciśnienie krwi przed wejściem do doktora, ale i zrobić EKG. Taki program jest. No, ok. Wtedy tłum ludzi mnie wystraszył, stwierdziłam, że leki mam. Ale na początku tego tygodnia pewne preparaty były na wykończeniu, czas iść do lekarza. Poniedziałek. Kartka na drzwiach doktora – dwa dni go nie ma, w razie problemów iść do jednego z dwóch innych lekarzy. Problemów nie miałam, wyliczyłam w głowie, że spokojnie leki starczą, przyjdę w środę. Środa. Tłum ludzi, zarówno pod gabinetem doktora, jak i pod gabinetem pielęgniarek. Zajęłam obie kolejki, siadam, czekam. Wlecze się wszystko jak za przeproszeniem flaki z olejem, bo raczej na mierzenie ciśnienia i EKG serca nie siedzą młodzi kulturyści, tylko ryczące czterdziestki i wyjące pięćdziesiątki. A i ktoś pod 8o-tkę też by się znalazł. Zanim każdy się rozbierze, co niektórzy zapewne z portek, kaleson, tudzież bluzek, koszulek i staników, do godziny 13 zejdzie. A doktor tylko do 13, a potem dwugodzinna przerwa. Posiedziałam, popatrzyłam i sobie poszłam. „Przyjdę jutro”, ale w głowie zaświtała mi myśl, że przecież niemożliwe, żeby doktora nie było jutro.
Jutro zrobiło się dzisiaj. Zapowiedziałam małoletniemu, który już ma skróconą formę ferii z okazji Dnia Niepodległości, że idę do przychodni i długo mnie może nie być. Bo zanim to EKG, zanim ciśnienie, zanim recepty i apteka, zejdzie na pewno. I cóż ujrzały moje oczy na drzwiach gabinetu doktora????? Karteczkę, a na niej napis, który głosił, że doktora nie będzie do godziny 16-pilny wyjazd. Naprawdę jestem cierpliwa, ale szlag mnie trafił !
Obleciałam 4 sklepy w poszukiwaniu kurzych żołądków, bo nam się zachciało czegoś a la flaczki, a około południa niestety już wsio wykupione, ale się udało! Obiad jakiś z tego będzie.
Wracając do recept i lekarza, zawzięłam się, że dzisiaj to załatwię. W aptece zamówiony Kreon, coś wzięte „na krechę”, powzięłam decyzję - po obiedzie, idę! O dziwo, mile się zaskoczyłam, bo i doktor był i ludzi tylko kilka sztuk. Ale przegląd pacjenta w gabinecie pielęgniarskim i tak długo się ciągnął. Zajęłam dwie kolejki i siadłam. Pogadałam ze znajomym, który tylko "na ciśnienie" przyszedł i w końcu doczekałam się wizyty. Oprócz wymienionych już badań zważono mnie (w spodniach i golfie, ale co tam!), i zmierzono wzrost. Cholera, zmalałam! O 2 cm. Na moje zmartwione spojrzenie pani powiedziała, że po 30-stce to już malejemy; kurczę, a ja mam ponad 40, to zaraz znów mi ubędzie ze 2 cm. Szpilki jednak częściej muszę zakładać… EGK zrobione, ciśnienie zmierzone, idę do drugiej kolejki. Na szczęście długo już nie siedziałam, nawet uprzejmy kolega mnie przepuścił, może jednak dobrze nie wyglądałam? Doktor od razu spytał, czy robiłam EKG, bo on nic nie dostał na biurko… Hm? Przecież mam ślady po EGK, powiedziałam, mogę pokazać! Ale widocznie na wdzięki ryczącej czterdziestki doktor nie chciał patrzeć. Uwierzył na słowo. Ale opisu nie zrobił, bo nie miał z czego, jeszcze wysłuchałam opinii, że są cztery pielęgniarki i wszystko ma płynnie iść. Aha, nie wiedziałam…
Z przychodni wyszłam po godzinie. Potem pół godziny w aptece, i z torbą leków za ponad 400 zł poszłam sobie w stronę domu.
Razem straciłam półtorej godziny… Małoletni w domu z przestrachem spytał, gdzie ja tyle byłam. Bo wychodziłam jak było w miarę widno, a wróciłam jak się ciemno zrobiło. Trudno, „mus to mus” – jak się choruje, to trzeba mieć czas, cierpliwość i zdrowie. o pieniądzach nie wspomnę. W przychodni bez okien na korytarzu zapewne fruwa niejedno dziadostwo….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz