Dawno już nie brałam recept
na podstawowe leki. Ostatnio zaszczepiłam się tylko przeciw grypie i już mnie
wtedy poinformowano, że następnym razem trzeba nie tylko zmierzyć ciśnienie
krwi przed wejściem do doktora, ale i zrobić EKG. Taki program jest. No, ok. Wtedy
tłum ludzi mnie wystraszył, stwierdziłam, że leki mam. Ale na początku tego
tygodnia pewne preparaty były na wykończeniu, czas iść do lekarza. Poniedziałek.
Kartka na drzwiach doktora – dwa dni go nie ma, w razie problemów iść do jednego
z dwóch innych lekarzy. Problemów nie miałam, wyliczyłam w głowie, że spokojnie
leki starczą, przyjdę w środę. Środa. Tłum ludzi, zarówno pod gabinetem
doktora, jak i pod gabinetem pielęgniarek. Zajęłam obie kolejki, siadam,
czekam. Wlecze się wszystko jak za przeproszeniem flaki z olejem, bo raczej na
mierzenie ciśnienia i EKG serca nie siedzą młodzi kulturyści, tylko ryczące czterdziestki
i wyjące pięćdziesiątki. A i ktoś pod 8o-tkę też by się znalazł. Zanim każdy się
rozbierze, co niektórzy zapewne z portek, kaleson, tudzież bluzek, koszulek i
staników, do godziny 13 zejdzie. A doktor tylko do 13, a potem dwugodzinna
przerwa. Posiedziałam, popatrzyłam i sobie poszłam. „Przyjdę jutro”, ale w głowie zaświtała mi myśl, że przecież niemożliwe, żeby doktora nie było jutro.
Jutro zrobiło się
dzisiaj. Zapowiedziałam małoletniemu, który już ma skróconą formę ferii z
okazji Dnia Niepodległości, że idę do przychodni i długo mnie może nie być. Bo zanim
to EKG, zanim ciśnienie, zanim recepty i apteka, zejdzie na pewno. I cóż
ujrzały moje oczy na drzwiach gabinetu doktora????? Karteczkę, a na niej napis,
który głosił, że doktora nie będzie do godziny 16-pilny wyjazd. Naprawdę jestem
cierpliwa, ale szlag mnie trafił !
Obleciałam 4 sklepy w poszukiwaniu kurzych
żołądków, bo nam się zachciało czegoś a la flaczki, a około południa niestety już
wsio wykupione, ale się udało! Obiad jakiś z tego będzie.
Wracając do recept i
lekarza, zawzięłam się, że dzisiaj to załatwię. W aptece zamówiony Kreon, coś wzięte „na krechę”, powzięłam decyzję - po
obiedzie, idę! O dziwo, mile się zaskoczyłam, bo i doktor był i ludzi tylko
kilka sztuk. Ale przegląd pacjenta w gabinecie pielęgniarskim i tak długo się
ciągnął. Zajęłam dwie kolejki i siadłam. Pogadałam ze znajomym, który tylko "na
ciśnienie" przyszedł i w końcu doczekałam się wizyty. Oprócz wymienionych
już badań zważono mnie (w spodniach i golfie, ale co tam!), i zmierzono wzrost.
Cholera, zmalałam! O 2 cm. Na moje zmartwione spojrzenie pani powiedziała, że
po 30-stce to już malejemy; kurczę, a ja mam ponad 40, to zaraz znów mi
ubędzie ze 2 cm. Szpilki jednak częściej muszę zakładać… EGK zrobione, ciśnienie
zmierzone, idę do drugiej kolejki. Na szczęście długo już nie siedziałam, nawet
uprzejmy kolega mnie przepuścił, może jednak dobrze nie wyglądałam? Doktor od
razu spytał, czy robiłam EKG, bo on nic nie dostał na biurko… Hm? Przecież mam ślady
po EGK, powiedziałam, mogę pokazać! Ale widocznie na wdzięki ryczącej czterdziestki
doktor nie chciał patrzeć. Uwierzył na słowo. Ale opisu nie zrobił, bo nie miał
z czego, jeszcze wysłuchałam opinii, że są cztery pielęgniarki i wszystko ma
płynnie iść. Aha, nie wiedziałam…
Z przychodni wyszłam
po godzinie. Potem pół godziny w aptece, i z torbą leków za ponad 400 zł
poszłam sobie w stronę domu.
Razem straciłam półtorej godziny… Małoletni w domu z przestrachem spytał, gdzie ja tyle byłam. Bo wychodziłam jak było w miarę widno, a wróciłam jak się ciemno zrobiło. Trudno, „mus to mus” – jak się choruje, to trzeba mieć czas, cierpliwość i zdrowie. o pieniądzach nie wspomnę. W przychodni bez okien na korytarzu zapewne fruwa niejedno dziadostwo….
Razem straciłam półtorej godziny… Małoletni w domu z przestrachem spytał, gdzie ja tyle byłam. Bo wychodziłam jak było w miarę widno, a wróciłam jak się ciemno zrobiło. Trudno, „mus to mus” – jak się choruje, to trzeba mieć czas, cierpliwość i zdrowie. o pieniądzach nie wspomnę. W przychodni bez okien na korytarzu zapewne fruwa niejedno dziadostwo….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz