czwartek, 11 września 2014

Święty spokój



Błysnę dzisiaj czarnym humorem – ja to się wyśpię chyba w grobie…. Cholera, czegoż każda noc jest przerywana, z jakiegoś powodu lub zazwyczaj bez żadnego.
Docelowa siódma rano jest dla mnie koszmarem. Między innymi dlatego, że budzę się godzinę przed budzikiem i zasypiam wtedy, kiedy za chwilę budzik ma zadzwonić. Nie daj Boże, jak muszę rano wstać, a już w ogóle -jak muszę gdzieś jechać, bo wiadomo, że będę źle spała i obudzę się godzinę przed. Przed godziną docelową. Rzadko się zdarza, żebym zamiast się wściekać, wstała po prostu i tyle. W głowie mam zakodowane, że do 9 jest noc. Mogę wstać po 9, najlepiej tak gdzieś o 9.30. W roku szkolnym jest to niewykonalne, bo lekcje zaczynają się na 8, czasami na 9, i dziecko trzeba wyprawić do placówki oświatowej. Na szczęście wystarczy jedynie przejść przez chodnik na drugą stronę ulicy i już jest się w szkole. Można więc wstać o 7.15.
Wczoraj zasnęliśmy sobie naprawdę wcześnie, na pewno nie było jeszcze 22, bo wiedziałam, że bojlera na razie nie włączę, gdyż nie ma jeszcze taryfy nocnej. Tak się ucieszyłam, gdy błogi sen mnie ogarnął… Ale się wyśpię…. pomyślałam sobie i padłam. Obudziłam się nagle. Zdziwiona, że już nie śpię. Mój któryś z palców lewej stopy zaczął się leciutko wyginać. Zignorowałam to. Udając, że śpię. Przewróciłam się na drugi bok, ale palec nie dawał za wygraną. No, cholera skurcz mnie jednak złapał! Kolejna zmiana pozycji ciała i ułożenia stopy, i wiedziałam, że muszę jednak wstać i poszukać w apteczce magnezu. Przezornie mam go w podręcznym koszyczku z lekami, bo kiedyś już pół nocy grzebałam w apteczce szukając tegoż magnezu i nie miałam ochoty na powtórki w przyszłości. Poczłapałam więc do kuchni, zerkając, że jest ok. godz. 23, spałam więc godzinę. No, wyspałam się, że hej! Połknęłam magnez i znów do ciepłego łózia, wszakże kaloryfery zimne, a w domu nie za gorąco. Oczekujemy na sezon grzewczy…
Stwierdziłam, że odechciało mi się spać, włączyłam telewizor. „Legalna blondynka” była gdzieś w połowie, więc sobie obejrzałam tę drugą (mniejszą lub większą połowę), pośmiałam się w duchu, żeby nie obudzić domowników i zaczęłam szukać innego filmu.  No i znalazłam! Co prawda już oglądałam, ale ja lubię oglądać już oglądane filmy i czytać książki już czytane. Jak z tymi kawałami: "Śmieję się z tych, które znam". Zatopiłam się więc w „Istocie”, zastanawiając się czy takie eksperymenty już się robi czy tylko po prostu o nich nie wiemy.
Przymykałam oczka, otwierałam, patrzyłam, w którym miejscu jest akcja, traciłam wątek, znów patrzyłam, i jak w końcu film się skończył, zrobiła się 1.30. No, teraz już pewnie można zasypiać. Nie tak szybko jednak, nerwy, że w domu znów panuje zaraza, nie pozwalają tak łatwo zasnąć. Małoletni z infekcją rzucał się na łóżku jak piskorz, nos zatkany nie pozwalał spać, więc i matka nie mogła zasnąć spokojnie. Mordęga skończyła się około drugiej, by po godzinie 6 obudzić się na nowo. Zanim zasnęłam ponownie, budzik rozdarł się jak oparzony i dzień się zaczął na dobre. 
Zobaczymy jak dzisiaj, infekcja powoli się rozwija, więc kto wie czy jutro nie spędzę z synem całego dnia. Bateria leków na parapecie rozrosła się do sporych rozmiarów, ale cały poprzedni rok szkolny udawało mi się dzieciaka wyleczyć z podobnych infekcji, ufam więc, że i tym razem się uda. Przecież kurczę to dopiero wrzesień, musi się udać!
Powinnam iść na medycynę, a nie pedagogikę… Teraz już za późno - ani siły ani ochoty już nie mam na żadną naukę. To pewnie znak, że stara się robię. Bo myśl, że chcę mieć święty spokój coraz częściej mnie ogarnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz