Miałam okazję być na tzw.
zakładowej wigilii, nie ważne w sumie gdzie i z kim, bo nie o tym tu będzie
mowa. Wigilia była bardzo ok., praktycznie same znane twarze, i mimo że to
niekoniecznie przyjaciele, ale bardzo mi przychylni ludzie, serdeczni, mili.
Oderwałam się nieco od codzienności, poczułam magię świąt, i miałam okazję
porozmawiać z osobami, które lubię, które cenię i które zawsze dobrze wpływają
na moje samopoczucie.
Siedzimy sobie w dość dużym gronie,
barszczyk już paruje, uszka układają się na talerzu w ciekawe kompozycje, a tu
znajoma Pani wypala ni z gruszki ni z pietruszki: „A synek twój to by nie
chciał braciszka???”
Eeee, uszko nieomal wypadło mi z ust.
Zaniemówiłam. Dobrze, że to pytanie nie było słyszane na całej sporej sali,
tylko usłyszeli je ci, którzy najbliżej nas siedzieli. Bo byłoby mi tym
bardziej niezręcznie. Ale prawdę mówiąc niezależnie od kontekstu i ilości
ludzi, i tak nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Jak się w ogóle odpowiada na takie pytania?
Jakiej odpowiedzi oczekuje pytający? Że nie mogę mieć dzieci? Że próbuję zajść
w ciążę, ale się nie udaje? Że nie chcę mieć już dzieci? Zgłupiałam
doszczętnie. Wypaliłam, że za stara jestem, ale siedzący obok mnie ksiądz (!)
natychmiast odpowiedział, że jego mama urodziła go mając właśnie 42 lata. Ha,
ha, ha. Przytkało mnie ponownie. I cóż na to wszystko odpowiedzieć? Gdybym była
asertywna, to powinnam była odpalić, że „To nie pani interes”, może w jakiejś
spokojniejszej formie, ale widocznie asertywna nie jestem. Tego typu pytania
tak mnie zawsze zaskakują, że nie jestem w stanie inteligentnie ruszyć mózgownicą. A już znaleźć właściwą ripostę na czas jest dla mnie nieosiągalne.
W sumie to ja poczułam się głupio, a
powinna się tak poczuć ta pani. W ogóle to sobie wczoraj, już po tej udanej zresztą
wigilii, pomyślałam, że tego typu pytania zadają zawsze kobiety. Nigdy mężczyźni.
Nigdy od żadnego faceta nie usłyszałam: „A wy nie planujecie jeszcze jednego
dziecka”? Zawsze pytają się o to kobiety. I zawsze zapewne mają dobre intencje.
Zawsze robią to z troską. Bo przecież mieć jedynaka to jakieś takie „nie
teges”. Pewnie sobie myślą, że chciałabym mieć dziewczynkę (żeby do pary było), więc odpowiedź twierdząca
z mojej strony tylko potwierdziłaby ich przypuszczenia. Że nie jest mi dobrze z
jednym dzieckiem, że na pewno bym chciała, bo jak można nie chcieć mieć
drugiego dziecka? Taka parka to przecież samo szczęście…
No cóż, prawdę mówiąc nie mam ochoty
każdej - za przeproszeniem babie -
tłumaczyć się ze stanu swojej macicy i tego, co z nią zrobię. Ale tak jest w
małym miasteczku. Że zawsze jakaś kobieta mnie spyta, czemu nie mam czapki na
głowie jak jest mróz i czemu nie mam drugiego dziecka, bo tak by było fajnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz