Każdy z nas nieco inaczej choruje, ma inne dodatkowe dolegliwości, ale sednum sprawy pozostaje takie samo. Im jesteśmy starsi, tym dochodzą nowe choroby - ja się borykam od 14 lat z cukrzycą insulinozależną, mam też osteoporozę i nadciśnienie tętnicze, i wiele innych powikłań. Zanim wyjdę z domu, muszę mieć ok. 2 godzin na "oporządzenie" siebie:
PORANEK (przedpołudnie)
- po obudzeniu mierzenie poziomu glukozy we krwi (ukłucie w palec),
podanie insuliny długodziałającej np. w nogę, wdech z leku wziewnego
rozszerzającego oskrzela lub inhalacja z takiego leku – ok. 10 minut (jeśli mi
się nie spieszy)
- inhalacja z leku
rozrzedzającego wydzielinę zalegającą w oskrzelach – ok. 15-20 minut lub
dłużej, w zależności od tego czy że tak powiem mam czym kaszleć czy nie bardzo
- drenaż oskrzeli poprzez
oklepywanie lub użycie odpowiedniego sprzętu pobudzającego do kaszlu – znów
ileś minut
- potem mogę wreszcie zjeść śniadanie, które poprzedza wyliczenie tzw. WW
(wymienniki węglowodanowe) i podanie dawki insuliny krótkodziałającej + oczywiście leki doustne:
1).enzymy
trawienne,
2). lek na nadciśnienie,
3. dwa leki wspomagające wątrobę,
4). lek na
tzw. refluks żołądkowo-przełykowy
5) .witaminy A, E, a także K
6). jakieś
minerały, a potem jeszcze
7). wapno i
8). Wit. D3, na kości.
- inhalacja z antybiotyku-nawet do pół godziny, bo Colistin się pieni, i
inhalacja trwa długo.
Po tym wszystkim mogę wreszcie wyjść z domu.
Raz w m-cu, na czczo, muszę
wziąć tabletkę dot. OSTEOPOROZY, przez godzinę nie mogę jeść ani pić, co mnie
bardzo wkurza, a 3 x w tyg. (poniedziałek-wtorek-środa) biorę antybiotyk
SUMAMED, też najlepiej na czczo, przynajmniej zawsze były takie zalecenia. Aha, zapomniałam, że muszę jeszcze wypić
Tussicom, rozrzedzający wydzielinę.
Obiad
– leki doustne, tzn. enzymy trawienne, leki wspomagające wątrobę
- insulina do posiłku, czyli krótkodziałająca (jej podanie znów poprzedza wyliczenie WW, czyli ile zjem węglowodanów, tyle muszę dostosować dawek insuliny, a 1 WW to 10 g węglowodanów)
Wieczór
– przed kolacją te same inhalacje, co rano: jedna z leku rozszerzającego oskrzela, druga-rozrzedzająca wydzielinę, trzecia - antybiotyk, ale ten robię już raczej po kolacji, bardzo późnym wieczorem); do kolacji znów leki - enzymy trawienne, osłonowe na wątrobę
- drenaż
- po drenażu dopiero
kolacja, a przed spaniem jak wspomniałam - inhalacja z antybiotyku.
Gdy się źle czuję, tak jak teraz, cały grudzień miałam stany podgorączkowe
i infekcję, a teraz znów mnie chyba coś dopada, dochodzi antybiotyk doustny (jeśli mam na niego wrażliwość),
dodatkowe inhalacje, preparaty ziołowe itp., a na końcu czeka szpital – Klinika
w Poznaniu. I chyba będę musiała ją odwiedzić, oby dopiero w marcu, jak już będzie cieplej, bo w szpitalu niestety można też podłapać jakieś cholerstwo. I wyjść na wolność w gorszym stanie, niż się tam jechało....
Taka jest MOJA codzienność… Nie mówię, że każdego, bo jak wspomniałam, każdy choruje nieco inaczej, a poza tym, przechodzi się okres buntu i młodzi ludzie nie chcą tego robić, chcą żyć normalnie! Chcą chodzić do szkoły, studiować, a nie ślęczeć przy inhalacjach pół dnia.
Ja już nie mogę sobie odpuścić. Jestem już w takim okresie życia, że tym bardziej je doceniam i wiem, że jeśli zaniedbam całą tę rehabilitację, to moje życie bardzo szybko będzie się staczało po równi pochyłej. A nie uśmiecha mi się siedzenie z butlą tlenu, chociaż usiluję się przyzwyczaić do tej myśli. Ale może to jeszcze daleko........może jeszcze za parę lat...
Dzień w dzień robię te wszystkie rzeczy,
które opisałam. Nie odpuszczam NIGDY.
Gwoli
ścisłości dodam tylko, jak to wszystko jest czasochłonne, a nie opisałam
jeszcze wyciągania leków, wyrzucania opakowań, przygotowania leków
(rozpuszczenia), wymycia sprzętu, jego dezynfekcję i nie liczę, ile czasu
spędzam w przychodni i aptece...
Jakby ktoś narzekał, że znowu musi wziąć jakieś leki, albo że choruje tydzień czy dwa, to proszę się ze mną zamienić... Bo ja "tak mam" 42 lata...
1 komentarz:
Pani Asiu, Asiu, po prostu, bo tak zawsze myślę i mówię o Pani, jest Pani bardzo dzielna. Wiedziałam, że mierzy się Pani z chorobą, ale że tak wygląda każdy dzień, zrozumiałam dopiero po przeczytaniu tego postu. Tak, choroba chorobie nierówna i ma Pani rację, że nie każdy to rozumie. A na co dzień przecież ma Pani w sobie poezję i ten ładny uśmiech, kiedy gdzieś tam się widzimy. Pozdrawiam serdecznie!
Prześlij komentarz