wtorek, 25 lutego 2020

Najnowszy wiersz


ŚWIT               

Umarło we mnie to wszystko
co rozbudziłeś kiedyś
pocałunkiem

Zgasło słońce i gwiazdy

nie widać ich w oczach
ani na rzęsach

Przyprószone mrokiem
tęczówki
stały się granatowe

Nadchodzi świt

Czy to już wszystko
co nam
zostało

wtorek, 21 stycznia 2020

Prośba o 1% podatku na leczenie i rehabilitację

MUKOWISCYDOZA to genetyczna i nieuleczalna choroba, która dotyka wielu układów i narządów. Schorzenie to powoduje najczęściej zmiany w układzie oddechowym (prowadzą one do uszkodzenia płuc i niewydolności oddechowej) oraz w przewodzie pokarmowym (m.in. zaburzenia w trawieniu, wchłanianiu, uszkodzenie trzustki, wątroby).
Podstawowym objawem choroby jest produkcja przez organizm niezwykle gęstego, lepkiego śluzu, który zatyka płuca i prowadzi do zagrażających życiu infekcji oraz utrudnia lub uniemożliwia prawidłową pracę trzustki, co powoduje zaburzenia trawienia i trudności we wchłanianiu tłuszczów i białka.
Choroba objawia się w różnorodny sposób, a jej przebieg potrafi być bardzo różny pod względem ciężkości i objawów klinicznych. Jak dotąd mukowiscydoza jest chorobą nieuleczalną.
Prognozowana długość życia chorych na mukowiscydozę w Wielkiej Brytanii to 43 lata. W Polsce średni wiek, w którym umierają chorzy to - niestety  -22 lata...


Choruję na mukowiscydozę prawie 49 lat... Nie znam innego życia, nie dane mi było "odpocząć" od choroby nawet jednego dnia. Codziennie (2-3 x dziennie) wykonuję inhalacje, drenaże, przyjmuję garść leków doustnych, kilka leków wziewnych, niektóre w zastrzykach. Raz w roku jeżdżę do specjalistycznej kliniki w Poznaniu, w której przez 2-3 tygodnie dostaję końskie dawki antybiotyków (tzw. antybiotykoterapia) w kroplówkach, kilka razy dziennie. Taka kuracja na trochę pozwala lepiej oddychać, nie męczyć się tak przy zwiększonym wysiłku czy wejściu na schody. A po parunastu dniach znów oddycha się źle, bo organizm wciąż przecież produkuje nadmierny śluz, który cały czas zalega w oskrzelach. I tak w kółko. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie mogę śpiewać, nie mogę biegać, nie mogę tańczyć. Brakuje po prostu oddechu. To, co dla zdrowych ludzi jest normalne, dla mnie, dla nas z "muko" urasta do wielkiego problemu. 
Muszę ciągle uważać na infekcje, nie mogę zmarznąć, nie może mnie przewiać, nie mogę przebywać w skupiskach ludzi w okresie grypowym, bo każda taka sytuacja może się skończyć złapaniem infekcji, której w warunkach domowych nie ma czym leczyć. Przez lata brania antybiotyków mój organizm stał się oporny na wiele z nich, w związku z tym nawet błaha z pozoru infekcja może się skończyć szpitalem. W końcu dojdzie do sytuacji, gdy przy zaostrzeniu choroby nawet specjaliści nie będą mnie mogli "podkurować", bo już nie będzie czym. I wtedy zostanie tylko jedno........śmierć. A życie z tą świadomością jest straszne.....

Ponieważ jestem jedną z nielicznych w Polsce osób, której udało się dożyć "sędziwego" wręcz wieku jak na mukowiscydozę, pojawiło się wiele innych chorób dodatkowych, powikłań mukowiscydozy, które u dzieci się jeszcze nie pojawiają. Są to: cukrzyca insulinozależna, osteoporoza, nadciśnienie tętnicze.
Każda z tych chorób wymaga dodatkowej samodyscypliny, przestrzegania wymogów leczenia, diety, no i oczywiście leków i preparatów.

Nie jestem w stanie poradzić sobie sama i z pomocą rodziny. Nakłady finansowe przy mukowiscydozie, jej powikłaniach i rehabilitacji są dla mnie bardzo duże. Państwo niestety nie refunduje większości leków i preparatów.
Dlatego będę bardzo wdzięczna za okazane serce i wszelką pomoc!




Aby dokonać wpłaty 1% na subkonto (założone w Polskim Towarzystwie Walki z Mukowiscydozą w Rabce), należy w zeznaniu podatkowym w rubryce "Wniosek o przekazanie 1% podatku należnego na rzecz organizacji pożytku publicznego OPP" wpisać pod nr KRS – 0000064892 i dopisać w informacjach uzupełniających, w celu szczegółowym 1%:

97/2008  JOANNA JANKOWSKA

Przez cały rok można również dokonywać darowizn:

Darowizny na konto PTWM (Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą w Rabce)
nr 49 1020 3466 0000 9302 0002 3473 i dopisek: darowizna dla Joanny Jankowskiej

DZIĘKUJĘ !

piątek, 3 stycznia 2020

Przeczytałam 52 książki w roku 2019

Oto zestaw przeczytanych przeze mnie książek w 2019 roku. To był bardzo udany rok, gdyż trafiłam naprawdę na wspaniałe powieści!

53. Jolanta Maria Kaleta "Pułapka"
52. Elżbieta Młynarczyk "Horyzont”
51. Katarzyna Grochola "Trochę większy poniedziałek"
50. Katarzyna Grochola "Pocieszki"
49. Magdalena Wala "Na moment przed świtem"
48. Ken Follet "Zamieć"
47. Jolanta Maria Kaleta "Wojna i miłość", T.II - Andrzej i Halina
46. Jolanta Maria Kaleta "Wojna i miłość", T.I - Katarzyna i Igor
45. Jakub Szamałek "Cokolwiek wybierzesz"
44. Zofia Mąkosa "Wendyjska winnica. Winne miasto", cz. 2
43. Jolanta Maria Kaleta "Riese. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy"
42. Zofia Mąkosa "Wendyjska winnica. Cierpkie grona", cz.1
41. Natasza Socha "Macocha"
40. Jo Nesbo "Policja"
39. Karolina Wilczyńska "Anielski kokon"
38. Joanna Jurgała-Jureczka "Kossakowie. Biały mazur"
37. Heather Morris "Tatuażysta z Auschwitz"
36. Barbara Kosmowska "Ukrainka"
35. Mikołaj Grynberg "Oskarżam Auschwitz"
34. Alice Munro "Uciekinierka"
33. Ałbena Grabowska "Ostatnia chowa klucz"
32. Grzegorz Kozera "Berlin, późne lato"
31. Olga Tokarczuk "Bieguni,
30. Barbara Goldsmith "Wewnętrzny świat Marii Curie. Geniusz i obsesja"
29. Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska „Ogród Zuzanny. Tom II. Odważ się kochać”
28. Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska „Ogród Zuzanny. Tom I. Miłość zostaje na zawsze”
27. Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych", T. III.
26. Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych", T.II.
25. Sławomir Koper "Dwudziestolecie międzywojenne. Kino, teatr, kabaret", T. 2
24. Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych", T.I.
23. Sławomir Koper "Dwudziestolecie międzywojenne. Afery i skandale. T. 3
22. Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska "Inna kobieta"
21. Diane Ackerman "Azyl"
20. Joanna Jax "Zemsta i przebaczenie. Dolina spokoju", t. VI
19. Joanna Jax "Zemsta i przebaczenie. Bezkres nadziei”, t. V
18. Joanna Jax "Zemsta i przebaczenie. Morze kłamstwa", t. IV
17. Joanna Jax "Zemsta i przebaczenie. Rzeka tęsknoty", t. III
16. Joanna Jax "Zemsta i przebaczenie.Otchłań nienawiści", t. II
15. Joanna Jax "Zemsta i przebaczenie. Narodziny gniewu”, t. I
14. Zadie Smith "Białe zęby"
13. Emma Straub "Lato na Majorce"
12. Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"
11. Rosamunde Pilcher "Spod znaku bliźniąt"
10. Jodi Picoult "W imię miłości"
9. John Boyne, "Chłopiec w pasiastej piżamie"
8. Katherine Pancol, "Wiewiórki z Central Parku są smutne w poniedziałki"
7. Jodi Picoult "Bez mojej zgody"
6. Rosalie Ham "Projektantka"
5. Olga Rudnicka "Natalii 5"
4. Olga Rudnicka "Zbyt piękne"
3. Kathryn Stockett "Służące"
2. Guillaume Musso "Apartament w Paryżu"
1. Jean-Paul Didierlaurent "Lektor z pociągu 6:27"

wtorek, 31 grudnia 2019

Nowy Rok 2020


***

Szczęśliwego Nowego Roku,
zabawy o zmroku,
picia do rana
białego szampana,
towarzystwa bez liku
o wytwornym szyku,
wspaniałej muzyki i super wrażeń
oraz spełnienia marzeń!

poniedziałek, 30 grudnia 2019

Wierszyk świąteczny


Boże Narodzenie`2019

Dziś jest wiosna, dziś jest pięknie
na choince bombka pęknie
z tej zazdrości,
i że ryba ma sto ości ;)

Cóż, że śniegu nie ma krztyny
- na Wielkanoc odrobimy-
ale za to słońce świeci,
ciesząc oko nasze dzieci.

W tej pogodzie wszystko widać,
zamiast więc tak bardzo gdybać,
zaczynajmy wnet porządki -
- można nawet wypielić grządki!

Każdy kurzyk, każdy pyłek
- od ścierania boli tyłek –
no i ręce od machania
i kręgosłup od wspinania!

Gary stoją na kuchence
- ja zanucę jak w piosence -
hej ho, hej ho, do pracy by się szło!
Ugotuję barszczyk, uszka
oby nie do bólu brzuszka!

Upieczemy ciasta, ryby,
do kapusty damy grzyby,
zalepimy wnet pierogi,
gdy renifer myje rogi!

Gwiazdkę z nieba wypatrzymy
i do stołu zasiądziemy,
by świętować, kolędować
i Nowego Roku się dochować!


wtorek, 27 sierpnia 2019

"Przegląd szpitalny dorosłego chorego na mukowiscydozę"



Mukowiscydoza 55/2019

 

Od kilku już lat coroczne szpitalne leczenie rozpoczynam tuż przed weekendem majowym. Ma to swoje plusy i minusy. Plusem jest cisza, spokój i pusta sala, a minusem to, że niewiele badań można wtedy zrobić.  
Szpitalny dzień dla chorych na mukowiscydozę szybko mija. Mimo totalnego spokoju, swoje trzeba było zrobić. Pierwszego dnia wstałam o godzinie ósmej, zmierzyłam poziom glukozy we krwi i ruszyłam z kopyta. Po porannej toalecie czas na niezdrową kawkę (bo pusty żołądek) i pierwsze dwie inhalacje na leżąco - jeden bok, potem drenaż, kaszel, a następnie drugi bok i powtórka. Trzeba uważać, żeby się nie udusić kabelkami od inhalatora, gdy się tak przewraca z lewa na prawo ;) Po inhalacjach trzeba porządnie umyć nebulizatory, a najlepiej jeszcze wyparzyć, ale miałam trzy duże torby i wyparzacz to byłaby czwarta torba. Zrezygnowałam. Polałam sprzęt wrzątkiem. Wreszcie można zająć się śniadaniem, które już dawno czeka. Ale najpierw muszę zważyć chleb, dżem i to, co zawiera węglowodany, żeby wiedzieć, ile sobie podać jednostek insuliny. Kłucie w brzuch, a potem jedzenie. Talerze zabierają salowe, ale sztućce, kubeczek i talerzyk trzeba umyć + wytrzeć stolik z okruchów. Czas na leki. Część dostaję, część mam swoich. Sprawdzam co, ile i jak i łykam garść specyfików. Rozpuszczam jeszcze ACC i szykuję kolejną inhalację - z antybiotyku. Trzeba iść do zabiegowego po lek, strzykawki i igły. Rozpuścić lek w soli i wlać do odpowiedniego sprzętu. Inhalacje tym razem na siedząco. W połowie tej czynności zastał mnie lekarz dyżurny. Znowu muszę umyć nebulizator (bo to drugi zestaw) i wreszcie jestem wolna. Około godziny trzynastej  zaczynają się kroplówki (3), które będą leciały do ciężkiego popołudnia. A wieczorem powtórka z rozrywki z inhalacjami i znowu kroplówka. Tak wygląda wolny dzień. Bo w normalny dochodzą badania, na które lata się w różne miejsca. Ja się w szpitalu nie nudzę, bo chwilami wyrobić się z życiem tutaj też nie mogę ;)
Po sześciu dniach totalnej laby, przewracania się z boku na bok bądź to z pilotem, bądź to z telefonem, bądź też z książką, rozpoczął się prawdziwy pobyt w szpitalu. Pobudka od piątej rano (bo kroplówka z antybiotykiem), ale człek już nie mógł podrzemać do ósmej, bo ruch na korytarzu rozpoczął się około szóstej trzydzieści. Z wielkim żalem zwlokłam się z łóżka (które ma pilota i można sobie np. podwyższyć pod głową albo pod nóżkami, albo i to i to) i rozpoczęłam dzień na dobre. O tej porze sala już była ogarnięta, a na oddziale powoli robiło się głośno. Ledwo zdążyłam zrobić inhalacje, ujrzałam tabuny studentów, z których część zmierzała do mnie. Udzieliłam bardzo obszernego wywiadu na temat skąd i po co się tu wzięłam, jak i opowiedziałam historię swojego życia (czyt. choroby). Sześć par rąk mnie osłuchiwało słuchawką, a jedna para jeszcze obadała brzuch. Gdy ta grupa poszła, przyszła następna, której udzieliłam innego wywiadu - na temat swojego oddychania, duszności i ogólnej rehabilitacji oddechowej. W tzw. międzyczasie dostałam lokatorkę, do której dzikie tłumy przychodziły z równą ochotą i co chwila ktoś do sali wchodził lub z niej wychodził. Czułam się jak na dworcu, ani chwili spokoju. O drzemce nie było nawet mowy! Zresztą, adrenalina całodzienna, jak i wizyta rehabilitantki skutecznie mnie postawiły na nogi i odsypianie nocy nie miało już sensu.
Poza wywiadami była u mnie pani doktor i wspólnie ustaliłyśmy czego mi potrzeba (w sensie badań). Założenia przedstawiały się następująco: gastroskopia, fiberoskopia, usg piersi i mammografia (no cóż, zbliżam się do wyjącej 50-tki), densytometria (badanie gęstości kości), prześwietlenie zatok i konsultacja laryngologa. I w zasadzie wszystko się udało, mimo że cztery badania w jeden dzień trochę mnie wykończyły. Szacun dla całego szpitala, że się wszyscy tak sprężyli! Bo w domu musiałabym nie tylko załatwiać skierowania na każde badanie osobno, to jeszcze czekać na wizytę, a potem jechać na wszystko w różnych terminach.  Co prawda latałam po szpitalu jak kot z pęcherzem, a pomiędzy jednym badaniem a drugim leciała kroplówka, a kochana rehabilitantka robiła mi drenaż. Żeby nawet w szpitalu nie wyrabiać się z życiem!?! Od dziewiątej rano do grubo po czternastej nie jadłam i nie piłam, więc jak już mogłam, to zjadłam co podali, bez zbędnego, marudzenia. Chociaż krupnik z grubą kaszą jakoś mocno przypominał mi pęczak z poprzedniego obiadu ;) więc przełknęłam tylko kilka łyżek.
 Najgorsze badania, w sensie, że inwazyjne, były dwa. Jednego dnia miałam rurę w przełyku, a drugiego -  w drzewie oskrzelowym. O ile gastroskopia jest bez znieczulenia i człowiek mocno przeżywa połykanie tejże, lecą łzy i jest się świadomym, o tyle fiberoskopia jest zabiegiem superowym. Oczywiście w Poznaniu. W tym sensie, że w żyłę dają krótkie znieczulenie i pacjent pamięta tylko to, że mu coś wstrzykują. I zasypia snem sprawiedliwego. W zasadzie więc nie wie, co oni (specjaliści) tak naprawdę robią ;) Rurka z kamerką ogląda sobie wnętrze płuc, wpuszczają tam sól fizjologiczną, biorą tzw. popłuczyny oskrzelowe, czasem dają do środka sterydy lub pobierają jakiś wycinek do badania. Mnie chyba nic nie wycięto, za to środek jak na mukowiscydozę wygląda ponoć całkiem całkiem. I to jest najważniejsze!!! Ale dam czadu na weselu w czerwcu, jak taka zdrowa jestem!
         O ile wyniki badań było naprawdę zadowalające, to przez pierwsze dni martwiłam się brakiem dobrych żył. Pierwszy wenflon wytrzymał tylko dobę, a żeby założyć drugi siostry kłuły mnie sześć razy. Ból towarzyszący całej tej „operacji” jest specyficzny i nieporównywalny z czymkolwiek... Pomiędzy jedną próbą a drugą myłam ręce aż do łokci w bardzo ciepłej wodzie, klepałam je, pocierałam, żeby te dziadowskie żyły powyłaziły na wierzch jak dżdżownice po burzy, ale niewiele pomagało. Cóż, widać, że fizycznej roboty to ja specjalnie nie wykonuję :D Niestety, po kilku dniach szukałyśmy kolejnej żyły, ale pielęgniarka tak się fajnie wbiła, że ustrojstwo wytrzymało do końca pobytu.
Po tygodniu przyjechała koleżanka w niedoli i w maskach chodziłyśmy na kawkę (siedząc w pewnej odległości od siebie) i na spacery do namiastki parku wokół szpitala. I czas zleciał nie wiadomo kiedy. Jedenastego dnia dostałam wypis i oby na rok wystarczyło mi tych atrakcji!