piątek, 16 stycznia 2015

Wesele



Wreszcie nastał Nowy Rok! Upragniony, wyczekany, wyśniony nieomal. Bo to już i dni trochę dłuższe i nadzieja kiełkuje coraz większa, że do wiosny już bliżej niż dalej.
Sylwestra i andrzejek w roku ubiegłym nie obchodziłam, bo jutro mamy w rodzinie wesele! Tamtych imprez nie wpisałam w kalendarzyk nie tyle ze względów finansowych, co zdrowotnych: bo to i tańce i dużo gadania i plecy mokre i zawiać może itp., więc siły trzeba trzymać na wesele.
Jak na złość całą „jesienio-zimę” jestem chora, mimo, że nie balowałam ani na wspomnianych już zabawach ani na niczym innym. Po prostu –zarazki w tym roku szkolnym wyjątkowo nas sobie upodobały i już szósty raz coś się złego działo. Wszystko się sprzysięgało, żeby na to wesele styczniowe nie dojechać. Łącznie z tym, że 3 dni przed rzeczoną zabawą dziecko wróciło do domu z bólem gardła. Oczami wyobraźni  zobaczyłam siebie z synem w domu i męża machającego do nas z okna samochodu wiozącego go na wesele. Bo z kim miałabym zostawić chore dziecko, nawet jeśli ma 12 lat? Samo? Z babcią, która jeszcze nie wydobrzała po swojej paskudnej infekcji?
Małoletni został więc dwa dni w domu (ferie od soboty, więc tylko czwartek i piątek stracony), no i na szczęście nie jest gorzej, a czy lepiej – to się pewnie okaże po imprezie.
Chyba każdy lubi przygotowania do wesela. Bo to i kieckę nową trzeba kupić, a to szpileczki np. czerwone, a i obowiązkowo zadbać o siebie – fryzjer, kosmetyczka, itp. Bez takiej okazji pewnie by człowiek nic nie kupił, bo po świętach styczeń strasznie długi i jakiś ubogi w finanse, ale tu jak trzeba, to trzeba.
Wesele jak wspomniałam wyjazdowe. Nie wiem jak się pakują normalne (czytaj: zdrowe) kobiety, ale u mnie to wygląda zapewne nieco inaczej.
Jedna torba to wszystkie ciuszki całej trójki i na przebranie, plus coś do spania, bielizna, jakieś kosmetyki, wałeczki, prostownice, itp. Ale zima jest. Więc tak, mam i czapkę z szaliczkiem, grube rajstopki, jak i żakiecik plus sweterek. Oprócz oczywiście weselnej kreacji :) No i buty, w których jadę, i te wspomniane wysokie czerwone szpilki, w których raczej głównie wejdę i tyle. Drugie buty na przebranie, a trzecie-średnio wysokie kozaki, jakby już w żadnych szpilkach nie dało rady zrobić kroku. O tańcu nie wspomnę. Buty zajęły w zasadzie całą jedną torbę. Kolejna torba to prezent. A kolejna to inhalator i leki. W sumie to biorę  dwa inhalatory – kombajn bucząco-ryczący, którym zrobię inhalacje rano po obudzeniu, w domu weselnym, i taki mały, cichy, który wezmę ze sobą na wesele, bo a nuż mnie tak przydusi, że gdzieś sobie przysiądą i dymka puszczę. Do inhalatora potrzebne leki-więc trzeba wsadzić berodual, sól, leki wykrztuśne, i ewentualnie antybiotyk w ampułkach. To do inhalacji. Ponadto trzeba wziąć stały zestaw leków, upchanych w pudełku plastikowym, insuliny, tudzież na te nasze przeziębienia-coś do ssania, coś do płukania, na suchy kaszel jakby dusił w nocy, i na gorączkę jakby nam się w nocy przytrafiła.
Parasolka też się może przydać, bo z pogodą to różnie bywa, szkoda misternie zrobionej fryzury. Co by tu jeszcze…. Aha, taki złoto-srebrny szal, żeby zarzucić na ramiona, jakby plecki były spocone po szalonym tańcu.
O kurczę, przecież jakąś biżuterię trzeba wziąć! Czyli tak, do sukienki to kolczyki, bransoletka i pierścionek. Na niedzielę i poprawiny inny strój, więc pasują inne kolczyki, inna bransoletka. A może wezmę jeszcze dodatkowo takie spodnie z taką bluzką, do których pasuje taki komplet drewnianej biżuterii kupionej na wieczną pamiątkę w Karpaczu. Tak, koniecznie! Przecież nie będę od nikogo biżuterii pożyczała, niedoczekanie moje. A bez kolczyków czuję się goła.
Wzrokiem omiatam mieszkanie….. Żeby tylko niczego nie zapomnieć, bo się nikt wracać nie będzie. Aaa, tak, jeszcze okulary, płyn do szkieł kontaktowych i pudełeczko na te szkła. No i coś słodkiego, jakby mi poziom cukru spadał - jakiś batonik, jakiś bananek plus specyfik na baaaaaaardzo duży spadek (z utratą przytomności, co mi się kiedyś zdarzyło w podróży).  No i woda w małej butelce, bo w samochodzie zawsze się komuś chce pić. Głównie mnie, bo poziom cukru na wszelki wypadek trzymam wyższy niż trzeba:) i wtedy chce się pić.

Torby trzy plus moja na ramię wypchana batonikami i bananami na drogę. Kilka wieszaków z ubraniami...
Domu można nie zamykać, bo już chyba wszystko wzięliśmy. Na straży została Balbina-nasza nowa kotka:) Ciekawe w jakim stanie zastaniemy mieszkanie po powrocie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz