Wreszcie
nastał Nowy Rok! Upragniony, wyczekany, wyśniony nieomal. Bo to już i dni
trochę dłuższe i nadzieja kiełkuje coraz większa, że do wiosny już bliżej niż dalej.
Sylwestra
i andrzejek w roku ubiegłym nie obchodziłam, bo jutro mamy w rodzinie wesele! Tamtych
imprez nie wpisałam w kalendarzyk nie tyle ze względów finansowych, co
zdrowotnych: bo to i tańce i dużo gadania i plecy mokre i zawiać może itp.,
więc siły trzeba trzymać na wesele.
Jak
na złość całą „jesienio-zimę” jestem chora, mimo, że nie balowałam ani na
wspomnianych już zabawach ani na niczym innym. Po prostu –zarazki w tym roku szkolnym
wyjątkowo nas sobie upodobały i już szósty raz coś się złego działo. Wszystko się
sprzysięgało, żeby na to wesele styczniowe nie dojechać. Łącznie z tym, że 3
dni przed rzeczoną zabawą dziecko wróciło do domu z bólem gardła. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie z synem w domu i męża machającego
do nas z okna samochodu wiozącego go na wesele. Bo z kim miałabym zostawić
chore dziecko, nawet jeśli ma 12 lat? Samo? Z babcią, która jeszcze nie
wydobrzała po swojej paskudnej infekcji?
Małoletni
został więc dwa dni w domu (ferie od soboty, więc tylko czwartek i piątek
stracony), no i na szczęście nie jest gorzej, a czy lepiej – to się pewnie
okaże po imprezie.
Chyba
każdy lubi przygotowania do wesela. Bo to i kieckę nową trzeba kupić, a to
szpileczki np. czerwone, a i obowiązkowo zadbać o siebie – fryzjer, kosmetyczka,
itp. Bez takiej okazji pewnie by człowiek nic nie kupił, bo po świętach styczeń
strasznie długi i jakiś ubogi w finanse, ale tu jak trzeba, to trzeba.
Wesele
jak wspomniałam wyjazdowe. Nie wiem jak się pakują normalne (czytaj: zdrowe)
kobiety, ale u mnie to wygląda zapewne nieco inaczej.
Jedna
torba to wszystkie ciuszki całej trójki i na przebranie, plus coś do spania, bielizna,
jakieś kosmetyki, wałeczki, prostownice, itp. Ale zima jest. Więc tak, mam i czapkę
z szaliczkiem, grube rajstopki, jak i żakiecik plus sweterek. Oprócz oczywiście
weselnej kreacji :)
No i buty, w których jadę, i te wspomniane wysokie czerwone szpilki, w których
raczej głównie wejdę i tyle. Drugie buty na przebranie, a trzecie-średnio wysokie
kozaki, jakby już w żadnych szpilkach nie dało rady zrobić kroku. O tańcu nie wspomnę.
Buty zajęły w zasadzie całą jedną torbę. Kolejna torba to prezent. A kolejna to
inhalator i leki. W sumie to biorę dwa inhalatory
– kombajn bucząco-ryczący, którym zrobię inhalacje rano po obudzeniu, w domu
weselnym, i taki mały, cichy, który wezmę ze sobą na wesele, bo a nuż mnie tak
przydusi, że gdzieś sobie przysiądą i dymka puszczę. Do inhalatora potrzebne leki-więc
trzeba wsadzić berodual, sól, leki wykrztuśne, i ewentualnie antybiotyk w ampułkach.
To do inhalacji. Ponadto trzeba wziąć stały zestaw leków, upchanych w pudełku plastikowym,
insuliny, tudzież na te nasze przeziębienia-coś do ssania, coś do płukania, na
suchy kaszel jakby dusił w nocy, i na gorączkę jakby nam się w nocy
przytrafiła.
Parasolka
też się może przydać, bo z pogodą to różnie bywa, szkoda misternie zrobionej
fryzury. Co by tu jeszcze…. Aha, taki złoto-srebrny szal, żeby zarzucić na
ramiona, jakby plecki były spocone po szalonym tańcu.
O
kurczę, przecież jakąś biżuterię trzeba wziąć! Czyli tak, do sukienki to
kolczyki, bransoletka i pierścionek. Na niedzielę i poprawiny inny strój, więc
pasują inne kolczyki, inna bransoletka. A może wezmę jeszcze dodatkowo takie
spodnie z taką bluzką, do których pasuje taki komplet drewnianej biżuterii kupionej
na wieczną pamiątkę w Karpaczu. Tak, koniecznie! Przecież nie będę od nikogo
biżuterii pożyczała, niedoczekanie moje. A bez kolczyków czuję się goła.
Wzrokiem
omiatam mieszkanie….. Żeby tylko niczego nie zapomnieć, bo się nikt wracać nie
będzie. Aaa, tak, jeszcze okulary, płyn do szkieł kontaktowych i pudełeczko na
te szkła. No i coś słodkiego, jakby mi poziom cukru spadał - jakiś batonik,
jakiś bananek plus specyfik na baaaaaaardzo duży spadek (z utratą przytomności,
co mi się kiedyś zdarzyło w podróży). No
i woda w małej butelce, bo w samochodzie zawsze się komuś chce pić. Głównie mnie,
bo poziom cukru na wszelki wypadek trzymam wyższy niż trzeba:) i wtedy chce się
pić.
Torby
trzy plus moja na ramię wypchana batonikami i bananami na drogę. Kilka wieszaków
z ubraniami...
Domu
można nie zamykać, bo już chyba wszystko wzięliśmy. Na straży została Balbina-nasza
nowa kotka:) Ciekawe w jakim stanie zastaniemy mieszkanie po powrocie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz